Czy już wspomniałam, że uwielbiam serniki? :) chyba milion razy!
Dziś kolejny sernik - z białą czekoladą. Myślałam, że jej smak będzie zdecydowany i wybijający się, ale tak nie jest. Bynajmniej nie jest to wadą (po prostu wyobrażałam sobie coś innego).
Sernik jest bardzo delikatny! Nawet nie wiem, jak określić jego konsystencję - to coś pomiędzy lekkim a... kruchym. Naprawdę! Masa serowa jest niemal krucha.
Spróbujcie sami - zobaczycie. Generalnie jest naprawdę pyszny i, co ważne, nie-bardzo-słodki.
Ja lubię go z lemon curd'em (oczywiście!) albo konfiturą (niestety nie ma teraz świeżych owoców - dobrych!). Z jagodami, jak w oryginale (-> tu ) musi być jeszcze pyszniejszy :)
A! I jeszcze jedno: ja zrobiłam ten sernik bez spodu, bo tak lubię. Jeśli chcecie, w oryginale jest przepis na czekoladowy spód.
Sernik z białą czekoladą
1 kg sera zmielonego na serniki (u mnie, jak zwykle, Piątnica)
300 g białej czekolady (3 tabliczki)
2 łyżki cukru (ja dałam brązowy - jeśli lubicie bardziej słodkie, dajcie więcej - z taką ilością jest dość subtelnie słodki)
2 jajka kurze (duże!) lub 10 przepiórczych (a nawet 12!)*
1 czubata łyżka mąki ziemniaczanej
50 ml śmietany (30%)**
Czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej.
Piekarnik nagrzać do 120℃.
Ser zmiksować na średnich obrotach z mąką i cukrem.
Jak masa będzie aksamitna, dodać czekoladę, jajka (miksować 30 sek. po każdym) i na końcu śmietanę - miksować tylko do połączenia składników.
Szczelną tortownicę wysmarować masłem (nieszczelną wyłożyć papierem do pieczenia wypuszczonym na zewnątrz). Przełożyć masę. Wyrównać wierzch.
Piec 70 min. Wyciągnąć od razu. Wystudzić i zimny wstawić na całą noc do lodówki (bez obręczy!).
Proste, prawda?
Smacznego!
*w oryginale są same białka, ja dałam całe jajka, bo mi się nie chciało bawić się z oddzielanie białek od żółtek w przepiórczych jajkach :)
** to już mój dodatek
wtorek, 29 listopada 2011
czwartek, 24 listopada 2011
Chlebek bananowy z białą czekoladą i słonecznikiem
Kolejny przepis na bananowe wypieki. W sumie nieplanowany, ale trafiony. Biała czekolada i słonecznik są w tym cieście niezastąpione (jeśli ktoś nie jest fanem białej czekolady, niech da taką, jaką lubi).
Przepis jest banalny, trzeba tylko mieć dziwne mąki pod ręką :) Choć myślę, że ze zwykłą mąką też by się udało.
Spróbujcie, zachęcam do eksperymentów.
Chlebek bananowy z białą czekoladą i słonecznikiem
100 g mąki kukurydzianej
80 g mąki ryżowej
80 g mąki migdałowej (*mielonych migdałów)
4 małe banany (rozgniecione widelcem)
1/2 szkl. posiekanych migdałów (*albo orzechów włoskich, uprażonych)
1/3 szkl. pestek słonecznika (uprażonych)
1/2 szkl. oliwy z roztopionym masłem (w dowolnych proporcjach, u mnie 1/3 oliwy, 2/3 masła)
1 łyżeczka proszku do pieczenia (bg)
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
1 łyżeczka cukru z prawdziwą wanilią
sól
Piekarnik nagrzać do 180℃.
W misce wymieszać mąki, cukier z prawdziwą wanilią, proszek do pieczenia i sodę.
Jajka ubić z cukrem na gładką, białą masę. Dodać oliwę z masłem, wymieszać. Następnie wsypać mąkę z proszkiem, cukrem i sodą oraz szczyptę soli. Wymieszać. Na końcu dodać orzechy, pestki i czekoladę. Wymieszać (można łyżką).
Przełożyć do foremki-keksówki.
Piec 50-60 min do suchego patyczka. Jeśli wierzch zbyt się zezłoci, przykryć folią aluminiową i włączyć grzanie tylko od dołu.
Smacznego!
Przepis jest banalny, trzeba tylko mieć dziwne mąki pod ręką :) Choć myślę, że ze zwykłą mąką też by się udało.
Spróbujcie, zachęcam do eksperymentów.
Chlebek bananowy z białą czekoladą i słonecznikiem
100 g mąki kukurydzianej
80 g mąki ryżowej
80 g mąki migdałowej (*mielonych migdałów)
4 małe banany (rozgniecione widelcem)
100 g białej czekolady (posiekanej)
2 jajka kurze lub 8 przepiórczych
1/2 szkl. brązowego cukru
1/2 szkl. posiekanych migdałów (*albo orzechów włoskich, uprażonych)
1/3 szkl. pestek słonecznika (uprażonych)
1/2 szkl. oliwy z roztopionym masłem (w dowolnych proporcjach, u mnie 1/3 oliwy, 2/3 masła)
1 łyżeczka proszku do pieczenia (bg)
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
1 łyżeczka cukru z prawdziwą wanilią
sól
Piekarnik nagrzać do 180℃.
W misce wymieszać mąki, cukier z prawdziwą wanilią, proszek do pieczenia i sodę.
Jajka ubić z cukrem na gładką, białą masę. Dodać oliwę z masłem, wymieszać. Następnie wsypać mąkę z proszkiem, cukrem i sodą oraz szczyptę soli. Wymieszać. Na końcu dodać orzechy, pestki i czekoladę. Wymieszać (można łyżką).
Przełożyć do foremki-keksówki.
Piec 50-60 min do suchego patyczka. Jeśli wierzch zbyt się zezłoci, przykryć folią aluminiową i włączyć grzanie tylko od dołu.
Smacznego!
środa, 23 listopada 2011
Placki ziemniaczano-cukiniowe
Propozycja na bardzo szybki, awaryjny obiad. Pyszna propozycja :)
I tyle. Zatęskniłam za warzywami. Ot co!
Placki ziemniaczano-cukiniowe
(na 7-8 placuszków)
1 duży ziemniak
1 mała cukinia
1 mała cebula (albo średnia, jak ktoś lubi cebulowość potrawy)
1 małe jajko kurze albo 3 przepiórcze
1 czubata łyżka mąki ziemniaczanej
sól, pieprz - do smaku
olej rzepakowy do smażenia
Warzywa zetrzeć na tarce (ja ziemniaki trę na bardzo drobnej, cukinię i cebulę na większych oczkach). Poczekać aż puszczą sok (głównie ziemniaki). Odlać. Dodać jajko/-a i mąkę. Doprawić. Minimalną ilością oleju posmarować patelnię (albo rozgrzać trochę większą ilość, jak ktoś lubi). Smażyć chwilę z jednej i z drugiej strony - do zrumienienia. Odłożyć na papierowe ręczniki na chwilę.
Podawać np. z kwaśną śmietaną.
Pyyycha!
Smacznego!
I tyle. Zatęskniłam za warzywami. Ot co!
Placki ziemniaczano-cukiniowe
(na 7-8 placuszków)
1 duży ziemniak
1 mała cukinia
1 mała cebula (albo średnia, jak ktoś lubi cebulowość potrawy)
1 małe jajko kurze albo 3 przepiórcze
1 czubata łyżka mąki ziemniaczanej
sól, pieprz - do smaku
olej rzepakowy do smażenia
Warzywa zetrzeć na tarce (ja ziemniaki trę na bardzo drobnej, cukinię i cebulę na większych oczkach). Poczekać aż puszczą sok (głównie ziemniaki). Odlać. Dodać jajko/-a i mąkę. Doprawić. Minimalną ilością oleju posmarować patelnię (albo rozgrzać trochę większą ilość, jak ktoś lubi). Smażyć chwilę z jednej i z drugiej strony - do zrumienienia. Odłożyć na papierowe ręczniki na chwilę.
Podawać np. z kwaśną śmietaną.
Pyyycha!
Smacznego!
poniedziałek, 21 listopada 2011
Kruche ciasteczka z lemon curd
Wracam po przerwie. Przerwie na prace gospodarskie i nie tylko - strasznie dużo fizycznej pracy przeprowadzkowej, liściasto-grabiącej, porządkowej w różnym charakterze i umysłowej z dużą ilością dojazdów.
Trochę zmęczona się czuję, a na zmęczenie najlepszy jest...? Sernik z lemon curd albo... ciasteczka z tymże (moje zauroczenie tym cytrynowym kremem nie mija)!
Ciastka są wersją bezglutenową tego przepisu. Są bardzo kruche z pięknym, słonecznym witrażykiem cytrynowym. Przepis starcza na jakieś 30-40 ciasteczek. Ważne jest, żeby dołek w ciastku był głęboki, bo inaczej curd się wyleje i nici z witraża :)

180 g miękkiego masła
4 duże łyżki cukru pudru
1 duże jajko kurze lub 5 przepiórczych
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii lub cukru z prawdziwą wanilią
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka startej skórki z cytryny
1 łyżka soku z cytryny
1 łyżeczka proszku do pieczenia (bg)
2 szklanki mąki ryżowej
1 szklanka lemon curd (np. z tego przepisu: lemon curd)
Masło ucieramy mikserem do białości. Dodajemy cukier (jeśli używamy cukier z prawdziwą wanilią to też teraz dodajemy), ucieramy. Następnie dorzucamy jajka, sok i skórkę z cytryny (i ekstrakt, jeśli nie używamy cukru). Do gładkiej masy dorzucamy mąkę z proszkiem. Ucieramy na gładkie ciasto. Lepimy +/- kulę, zawijamy folią i wstawiamy na godzinę do lodówki.
Piekarnik nagrzewamy do 180℃.
Blachę wykładamy papierem do pieczenia. Z ciasta robimy kuleczki (raczej małe), każdą spłaszczamy ręką. Na środku każdego krążka robimy zagłębienie (zgodnie z podpowiedzią autorki - świetnie sprawdza się zakrętka metalowa) - raczej głębokie, bo inaczej l. curd nam wypłynie i się przypali.
Zachowujemy odstępy między ciachami, bo rosną. Ja piekłam na 2 razy.
Pieczemy 15 min. Studzimy na kratce. Jemy wystudzone, bo inaczej są tak delikatne i kruche, że rozpadają się w dłoniach zanim dotrą do buzi :)

Smacznego!
Trochę zmęczona się czuję, a na zmęczenie najlepszy jest...? Sernik z lemon curd albo... ciasteczka z tymże (moje zauroczenie tym cytrynowym kremem nie mija)!
Ciastka są wersją bezglutenową tego przepisu. Są bardzo kruche z pięknym, słonecznym witrażykiem cytrynowym. Przepis starcza na jakieś 30-40 ciasteczek. Ważne jest, żeby dołek w ciastku był głęboki, bo inaczej curd się wyleje i nici z witraża :)

Kruche ciasteczka z lemon curd (bg)
180 g miękkiego masła
4 duże łyżki cukru pudru
1 duże jajko kurze lub 5 przepiórczych
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii lub cukru z prawdziwą wanilią
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka startej skórki z cytryny
1 łyżka soku z cytryny
1 łyżeczka proszku do pieczenia (bg)
2 szklanki mąki ryżowej
1 szklanka lemon curd (np. z tego przepisu: lemon curd)
Masło ucieramy mikserem do białości. Dodajemy cukier (jeśli używamy cukier z prawdziwą wanilią to też teraz dodajemy), ucieramy. Następnie dorzucamy jajka, sok i skórkę z cytryny (i ekstrakt, jeśli nie używamy cukru). Do gładkiej masy dorzucamy mąkę z proszkiem. Ucieramy na gładkie ciasto. Lepimy +/- kulę, zawijamy folią i wstawiamy na godzinę do lodówki.
Piekarnik nagrzewamy do 180℃.
Blachę wykładamy papierem do pieczenia. Z ciasta robimy kuleczki (raczej małe), każdą spłaszczamy ręką. Na środku każdego krążka robimy zagłębienie (zgodnie z podpowiedzią autorki - świetnie sprawdza się zakrętka metalowa) - raczej głębokie, bo inaczej l. curd nam wypłynie i się przypali.
Zachowujemy odstępy między ciachami, bo rosną. Ja piekłam na 2 razy.
Pieczemy 15 min. Studzimy na kratce. Jemy wystudzone, bo inaczej są tak delikatne i kruche, że rozpadają się w dłoniach zanim dotrą do buzi :)

Smacznego!
poniedziałek, 14 listopada 2011
Bigos mojej Mamy
Najlepszy na świecie!!!
No, to tak w charakterze wstępu :)
To chyba pierwsza mięsna rzecz (nie licząc ryb) na tym blogu. Za to - doskonała!
Bigos kojarzy mi się ze Świętami. Choć jeszcze do nich daleko - zamykam mocno oczy na ten nietaktowny auftakt świąteczny galerii handlowych - postanowiłam umilić sobie ponurą listopadową rzeczywistość. Ogród tonie po prostu we mgle i liściach (tak, tak, niestety jeszcze ich nie ogarnęłam... Bo to ocean jest wszakże! ;) Jak można zgrabić ocean? Można na suchego jego przestwór jedynie wpłynąć :)), a ja ładuję do gara ogromnego (największego, jaki mam) piękną kiszoną kapuchę z beczki i cudownie pachnące grzyby, i ziele angielskie aromatyczne, i pieprz, i.... ale o tym poniżej.
Zapraszam do przygody z tym bigosem - nie jest tłusty i ciężki, jest za to fantastycznie kwaśny, pachnący Świętami i taki... polski i domowy :) Niech żyje kapusta kiszona i przepisy Mam!
Bigos
1 kg karkówki
2 kg kiszonej kapusty (z beczki, nie z folii - chyba, że macie jakąś dobrą z folii - ja nie znalazłam takiej...)
2-3 łyżki przecieru pomidorowego (nie passaty, tylko koncentratu)
garść suszonych grzybów (w zależności od preferencji - ja lubię, więc daję więcej)
1 duża cebula albo dwie średnie
oliwa oliwek do podsmażenia cebulki
5 ziarenek ziela angielskiego
5 sporych liści laurowych
10 ziarenek pieprzu czarnego
5 suszonych śliwek
Karkówkę (umytą rzecz jasna) kroimy w kosteczkę (niezbyt dużą raczej, choć i tak się skurczy), cebulę drobno siekamy, kapustę możemy trochę pokroić, ale nie musimy (ona z reguły jest już poszatkowana).
W dużym garnku rozgrzewamy kilka łyżek oliwy, cebulę szklimy, dorzucamy pokrojone w kostkę mięso. Smażymy, żeby zamknęły się w nim wszystkie pory. Można trochę posolić, ale odrobinę. Zobaczycie - z czerwonego mięso zmieni kolor na... hmm, popielaty :) Wtedy dorzucamy kapuchę, grzyby, śliwki, przyprawy i przecier/koncentrat. Zalewamy wodą (kapusta ma być przykryta, ale ledwo - nie chodzi o to, żeby zrobić zupę:)). Gotujemy jakieś 2 godziny pod przykryciem. Mieszamy od czasu do czasu.
Na noc odstawiamy z chłodne miejsce, następnego dnia zagotowujemy i gotujemy jeszcze z godzinę. W kolejnych dniach gotujemy już tylko chwilę. Najsmaczniejszy po kilku dniach - w ogóle im starszy, tym lepszy. Jeśli to dla Was za dużo - spokojnie można zapakować do słoików, jak przetwory i trzymać w lodówce przez, hmm, to dość długi czas przynajmniej kilkutygodniowy.
Smacznego!
No, to tak w charakterze wstępu :)
To chyba pierwsza mięsna rzecz (nie licząc ryb) na tym blogu. Za to - doskonała!
Bigos kojarzy mi się ze Świętami. Choć jeszcze do nich daleko - zamykam mocno oczy na ten nietaktowny auftakt świąteczny galerii handlowych - postanowiłam umilić sobie ponurą listopadową rzeczywistość. Ogród tonie po prostu we mgle i liściach (tak, tak, niestety jeszcze ich nie ogarnęłam... Bo to ocean jest wszakże! ;) Jak można zgrabić ocean? Można na suchego jego przestwór jedynie wpłynąć :)), a ja ładuję do gara ogromnego (największego, jaki mam) piękną kiszoną kapuchę z beczki i cudownie pachnące grzyby, i ziele angielskie aromatyczne, i pieprz, i.... ale o tym poniżej.
Zapraszam do przygody z tym bigosem - nie jest tłusty i ciężki, jest za to fantastycznie kwaśny, pachnący Świętami i taki... polski i domowy :) Niech żyje kapusta kiszona i przepisy Mam!
Bigos
1 kg karkówki
2 kg kiszonej kapusty (z beczki, nie z folii - chyba, że macie jakąś dobrą z folii - ja nie znalazłam takiej...)
2-3 łyżki przecieru pomidorowego (nie passaty, tylko koncentratu)
garść suszonych grzybów (w zależności od preferencji - ja lubię, więc daję więcej)
1 duża cebula albo dwie średnie
oliwa oliwek do podsmażenia cebulki
5 ziarenek ziela angielskiego
5 sporych liści laurowych
10 ziarenek pieprzu czarnego
5 suszonych śliwek
Karkówkę (umytą rzecz jasna) kroimy w kosteczkę (niezbyt dużą raczej, choć i tak się skurczy), cebulę drobno siekamy, kapustę możemy trochę pokroić, ale nie musimy (ona z reguły jest już poszatkowana).
W dużym garnku rozgrzewamy kilka łyżek oliwy, cebulę szklimy, dorzucamy pokrojone w kostkę mięso. Smażymy, żeby zamknęły się w nim wszystkie pory. Można trochę posolić, ale odrobinę. Zobaczycie - z czerwonego mięso zmieni kolor na... hmm, popielaty :) Wtedy dorzucamy kapuchę, grzyby, śliwki, przyprawy i przecier/koncentrat. Zalewamy wodą (kapusta ma być przykryta, ale ledwo - nie chodzi o to, żeby zrobić zupę:)). Gotujemy jakieś 2 godziny pod przykryciem. Mieszamy od czasu do czasu.
Na noc odstawiamy z chłodne miejsce, następnego dnia zagotowujemy i gotujemy jeszcze z godzinę. W kolejnych dniach gotujemy już tylko chwilę. Najsmaczniejszy po kilku dniach - w ogóle im starszy, tym lepszy. Jeśli to dla Was za dużo - spokojnie można zapakować do słoików, jak przetwory i trzymać w lodówce przez, hmm, to dość długi czas przynajmniej kilkutygodniowy.
Smacznego!
niedziela, 13 listopada 2011
Babka bananowo-czekoladowa
Dziś krótko - fajna babka z tej babki :)
Mocno czekoladowa, z wyraźną nutą Cointreau, dobra nawet kilka dni później. Dość zbita i konkretna - to nie lekka, jak chmurka babka piaskowa, ale porządne czekoladowe śniadanie :)
Spróbujcie i sprawdźcie, czy taki smak Wam pasuje. Mi pasował. Bananów prawie się nie czuje, dodają jedynie wilgotności.
Przepis znalazłam u Bei. Przerobiłam na bezglutenowy.
Babka bananowo-czekoladowa (bg)
(forma do babki z kominem o średnicy 22 cm)
2 banany (w sumie 230 g owoców bez skórki - u mnie to były 2 banany i kawałek)
150 g gorzkiej czekolady (może być taka z pomarańczą)
220 g mąki kukurydzianej
niecała łyżeczka proszku do pieczenia (bezglutenowego)
1/2 łyżeczki sody
2 jajka kurze lub 8 przepiórczych
120 g brązowego cukru*
szczypta soli
120 g jogurtu naturalnego (użyłam greckiego)
50 ml mocnej, wystudzonej kawy
50 ml oliwy z oliwek lub roztopionego masła
3-4 łyżki Cointreau (początkowo alkohol jest dość wyczuwalny - można spokojnie pozostać przy 2 łyżkach. Jeśli robicie dla dzieci - dajcie sok pomarańczowy)
skórka z 1 pomarańczy (ja nie dałam, bo nie miałam, ale uważam ten dodatek za ważny, więc dajcie :) )
Piekarnik nagrzewamy do 180℃.
Banany rozcieramy widelcem. Czekoladę roztapiamy w kąpieli wodnej, studzimy. Jeśli dodajemy masło, a nie oliwę - dorzucamy je do czekolady i rozpuszczamy. Mąkę mieszamy z proszkiem i sodą.
Jajka ucieramy z cukrem i szczyptą soli na gładką, białą, aksamitną masę. Dodajemy banany, skórkę pomarańczową, roztopioną czekoladę i - nie przerywając mieszania - oliwę (jeśli wcześniej dodaliśmy masło, oczywiście nie dodajemy oliwy), Cointreau/sok pomarańczowy i kawę. Na końcu, partiami, mąkę i jogurt.
Przekładamy do wysmarowanej masłem formy. Pieczemy ok. 50 min - do suchego patyczka.
Studzimy chwilę w formie (kilka - kilkanaście minut), potem wyciągamy na kratkę i dostudzamy.
Smacznego!
* w oryginalnym przepisie było 155 g, ale mąka kukurydziana jest słodkawa i ja daję zawsze mniej. Jednak, jeśli lubicie słodkie ciasta - wsypcie więcej. Z taką ilością (120 g) wyszło w sam raz dla mnie, ale np. nie zaszkodziłaby mu polewa czekoladowa. Jeśli planujecie zrobić polewę, dajcie mniej cukru.
Mocno czekoladowa, z wyraźną nutą Cointreau, dobra nawet kilka dni później. Dość zbita i konkretna - to nie lekka, jak chmurka babka piaskowa, ale porządne czekoladowe śniadanie :)
Spróbujcie i sprawdźcie, czy taki smak Wam pasuje. Mi pasował. Bananów prawie się nie czuje, dodają jedynie wilgotności.
Przepis znalazłam u Bei. Przerobiłam na bezglutenowy.
Babka bananowo-czekoladowa (bg)
(forma do babki z kominem o średnicy 22 cm)
2 banany (w sumie 230 g owoców bez skórki - u mnie to były 2 banany i kawałek)
150 g gorzkiej czekolady (może być taka z pomarańczą)
220 g mąki kukurydzianej
niecała łyżeczka proszku do pieczenia (bezglutenowego)
1/2 łyżeczki sody
2 jajka kurze lub 8 przepiórczych
120 g brązowego cukru*
szczypta soli
120 g jogurtu naturalnego (użyłam greckiego)
50 ml mocnej, wystudzonej kawy
50 ml oliwy z oliwek lub roztopionego masła
3-4 łyżki Cointreau (początkowo alkohol jest dość wyczuwalny - można spokojnie pozostać przy 2 łyżkach. Jeśli robicie dla dzieci - dajcie sok pomarańczowy)
skórka z 1 pomarańczy (ja nie dałam, bo nie miałam, ale uważam ten dodatek za ważny, więc dajcie :) )
Piekarnik nagrzewamy do 180℃.
Banany rozcieramy widelcem. Czekoladę roztapiamy w kąpieli wodnej, studzimy. Jeśli dodajemy masło, a nie oliwę - dorzucamy je do czekolady i rozpuszczamy. Mąkę mieszamy z proszkiem i sodą.
Jajka ucieramy z cukrem i szczyptą soli na gładką, białą, aksamitną masę. Dodajemy banany, skórkę pomarańczową, roztopioną czekoladę i - nie przerywając mieszania - oliwę (jeśli wcześniej dodaliśmy masło, oczywiście nie dodajemy oliwy), Cointreau/sok pomarańczowy i kawę. Na końcu, partiami, mąkę i jogurt.
Przekładamy do wysmarowanej masłem formy. Pieczemy ok. 50 min - do suchego patyczka.
Studzimy chwilę w formie (kilka - kilkanaście minut), potem wyciągamy na kratkę i dostudzamy.
Smacznego!
* w oryginalnym przepisie było 155 g, ale mąka kukurydziana jest słodkawa i ja daję zawsze mniej. Jednak, jeśli lubicie słodkie ciasta - wsypcie więcej. Z taką ilością (120 g) wyszło w sam raz dla mnie, ale np. nie zaszkodziłaby mu polewa czekoladowa. Jeśli planujecie zrobić polewę, dajcie mniej cukru.
sobota, 12 listopada 2011
Lemon curd
Zrobiłam sernik (kolejny) i strasznie chciałam czymś pysznym go posmarować.
Po przyjemnych poszukiwaniach znalazłam TO! L e m o n c u r d. Jeśli zastanawialiście się, jak smakuje niebo w gębie, to właśnie tak - aksamitnie, słodko z bardzo wyraźną nutą cytryny, świeżo, niepowtarzalnie... Ten krem, czy jakkolwiek określić jego budyniowo-koloidalną konsystencję, jest po prostu FANTASTYCZNY :)
Gwarantuję, że się w nim zakochacie tak, jak ja :)
Lemon curd
(przepis z Kwestii Smaku)
3 cytryny (skórka i sok)
100 g cukru
100 g masła (bardzo zimnego)
3 jajka kurze lub 12 przepiórczych
Cytryny należy sparzyć, wyszorować szczoteczką, zetrzeć skórkę na drobnej tarce (tylko żółtą część - biała jest gorzka). Resztę cytryny (tzn. tę obdartą ze skórki ;)) - wycisnąć.
Jajka roztrzepujemy widelcem albo trzepaczką. Łączymy ze skórką cytryny, sokiem i cukrem. Mieszamy.
W małym garnuszku gotujemy wodę (na bardzo małym gazie - powolutku - ma się gotować tylko odrobinkę). Na garnku stawiamy miskę lub garnuszek, w którym mamy masę jajeczno-cytrynowo-cukrową. Cały czas mieszając (drewnianą łyżką) bardzo powoli podgrzewamy masę (ok. 5-10 min).
Następnie dodajemy bardzo zimne! masło - po łyżce. Cały czas mieszamy! Jak masło się rozpuści, dodajemy kolejną łyżkę i kolejną, aż do końca 100-gramowej porcji. Nie przestajemy mieszać. Jak masa zacznie gęstnieć, wyłączamy gaz, zdejmujemy miseczkę z masą i odstawiamy do ostygnięcia. Przechowujemy w lodówce do 3 dni.
Rewelacyjnie pyszne!!
Smacznego i Wam życzę :)
Po przyjemnych poszukiwaniach znalazłam TO! L e m o n c u r d. Jeśli zastanawialiście się, jak smakuje niebo w gębie, to właśnie tak - aksamitnie, słodko z bardzo wyraźną nutą cytryny, świeżo, niepowtarzalnie... Ten krem, czy jakkolwiek określić jego budyniowo-koloidalną konsystencję, jest po prostu FANTASTYCZNY :)
Gwarantuję, że się w nim zakochacie tak, jak ja :)
Lemon curd
(przepis z Kwestii Smaku)
3 cytryny (skórka i sok)
100 g cukru
100 g masła (bardzo zimnego)
3 jajka kurze lub 12 przepiórczych
Cytryny należy sparzyć, wyszorować szczoteczką, zetrzeć skórkę na drobnej tarce (tylko żółtą część - biała jest gorzka). Resztę cytryny (tzn. tę obdartą ze skórki ;)) - wycisnąć.
Jajka roztrzepujemy widelcem albo trzepaczką. Łączymy ze skórką cytryny, sokiem i cukrem. Mieszamy.
W małym garnuszku gotujemy wodę (na bardzo małym gazie - powolutku - ma się gotować tylko odrobinkę). Na garnku stawiamy miskę lub garnuszek, w którym mamy masę jajeczno-cytrynowo-cukrową. Cały czas mieszając (drewnianą łyżką) bardzo powoli podgrzewamy masę (ok. 5-10 min).
Następnie dodajemy bardzo zimne! masło - po łyżce. Cały czas mieszamy! Jak masło się rozpuści, dodajemy kolejną łyżkę i kolejną, aż do końca 100-gramowej porcji. Nie przestajemy mieszać. Jak masa zacznie gęstnieć, wyłączamy gaz, zdejmujemy miseczkę z masą i odstawiamy do ostygnięcia. Przechowujemy w lodówce do 3 dni.
Rewelacyjnie pyszne!!
Smacznego i Wam życzę :)
poniedziałek, 7 listopada 2011
Sernik z malinowymi esami-floresami i czekoladowym spodem
Zachęcona pierwszymi sukcesami sernikowi, postanowiłam zrobić kolejny :) Długo się zastanawiałam, na który się zdecydować i w końcu skusiłam się na ten. Niestety poza sezonem naprawdę skomplikowane jest kupienie świeżych malin, a ja mrożonek nie jem... Skorzystałam więc z podpowiedzi autorki i użyłam konfitury malinowej (domowej). Konfitura okazała się cięższa, niż mus i (mimo że kładłam ją naprawdę delikatnie) trochę zapadła się w masę serową. Niemniej jednak - sernik jest w porządku. Choć dla mnie osobiście - zbyt słodki - następnym razem zrezygnuję ze spodu.
A zatem...
I uwaga już na początku - poza tortownicą potrzebna jest duża forma, do której tortownica się zmieści - sernik piecze się w kąpieli wodnej.
Sernik z malinowymi esami-floresami i czekoladowym spodem
(na tortownicę o średnicy 23 cm)
Na spód:
65 g czekolady gorzkiej
65 g miękkiego masła
50 g drobnego cukru
1 jajko kurze lub 4 przepiórcze
40 g mąki (pszennej lub ryżowej w wersji bg)
Masa serowa:
500 g tłustego sera na serniki (trzykrotnie mielonego)
500 g sera mascarpone
5 jajek kurzych lub 20 przepiórczych
1 szklanka (200 g) cukru
3 łyżki mąki (pszennej lub ryżowej w wersji bg)
80 ml śmietany kremówki (30 % lub 36 %)
2 łyżeczki ekstraktu z wanilii lub ziarenka z jednego strąka (ja dałam ziarenka)
Mus malinowy:
150 g malin + 2 łyżki cukru lub 15 łyżeczek konfitury malinowej (ja dałam mniej)
Piekarnik nagrzewamy do 175℃. Gotujemy wodę do kąpieli wodnej naszego sernika - musi być wrzątek.
Przygotowujemy brownie na spód: roztapiamy czekoladę - najlepiej w kąpieli wodnej, masło ucieramy z cukrem na białą, puszystą masę. Jajka ubijamy na pianę (w miarę możliwości). Następnie delikatnie łączymy składniki: czekoladę (ma być lekko ciepła, ale nie gorąca) z masłem utartym z cukrem, następnie przesiana mąka i na koniec jajka. Szczelną tortownicę, obłożoną bardzo dokładnie grubą folią aluminiową, smarujemy masłem i wykładamy czekoladowym ciastem. Pieczemy ok. 6 min, aż pojawi się lekka skorupka. Wyciągamy.
W międzyczasie robimy masę serową - oba sery ucieramy na wolnych obrotach przez ok. 2 min na gładką masę. następnie dodajemy cukier. Miksujemy (wolniutko, żeby nie napowietrzać masy). Następnym krokiem jest dodanie jajek. Powoli, po trochu, po każdym miksujemy 15-30 sekund. Na końcu "wmiksowujemy" śmietankę i wanilię.
Tortownicę wkładamy do większej formy. Masę wykładamy na podpieczony spód. Na powierzchni masy, BARDZO DELIKATNIE i POWOLI robimy poziome kleksy z musu/konfitury. Małą, cieniutką wykałaczką robimy pomiędzy kleksami (zahaczając o nie również) kilka ósemek - taki śliczny ornamencik wychodzi.
Do dużej formy wlewamy wrzątek - do połowy obłożonej szczelnie folią aluminiową tortownicy.
Ostrożnie wstawiamy do piekarnika. Pieczemy 15 min. w temperaturze 175℃. Następnie zmniejszamy temp. do 120 ℃ i pieczemy półtorej godziny. Sernik studzimy 15 min w zamkniętym piekarniku. Następne 15 min - powoli uchylamy piekarnik. Po tym czasie - wyciągamy sernik z piekarnika całkowicie i studzimy. Zupełnie wystudzony wstawiamy na całą noc do lodówki.
Wiem, że może to brzmieć skomplikowanie, ale nie jest takie.
Smacznego!
niedziela, 6 listopada 2011
Ciasto dyniowe z białą czekoladą
Dyni ciąg dalszy. I goście. Tym razem - coś na słodko dla odmiany.
Szybkie, awaryjne (jeśli mamy np. wcześniej zrobione puree z dyni - napiszę i o nim, obiecuję) ciasto. Polecam.
Wilgotne, zbite, trochę przypominające zakalec, ale jednak nim nie będące, z chrupiącymi orzechami i przepyszną polewą z białej czekolady. Pycha!
Uwaga! Szybko znika :)

Ciasto dyniowe z białą czekoladą
(oryginalny przepis z Kwestii Smaku)
Ciasto:
2 słoiczki puree z dyni (półtorej szklanki) lub 1 szklanka drobno startej dyni
1 szklanka mąki kukurydzianej (w oryginalnym przepisie była pszenna)
3/4 szklanki orzechów włoskich, posiekanych (w oryginalnym przepisie były zrumienione na patelni dodatkowo - myślę, że to super opcja, ja po prostu o zapomniałam :) )
1 łyżeczka proszku do pieczenia (u mnie bg)
1/2 łyżeczki soli
1 łyżeczka z czubkiem przyprawy do piernika
1 łyżka świeżo startego imbiru
1/2 szklanki brązowego cukru (jeśli robicie z mąki kukurydzianej tyle wystarczy - mąka sama w sobie jest słodkawa)
1/3 szklanki roztopionego masła
1 jajko kurze lub 4 przepiórcze
ziarenka z 1 strąka wanilii (lub 1 i 1/4 łyżeczki ekstraktu z wanilii)
łyżka siekanych migdałów (do posypania)
Polewa:
100 g (tabliczka) białej czekolady
3 łyżki śmietanki kremówki (30 % lub 36 %)
Piekarnik nagrzać do 175 st. C. Formę kwadratową (22 x 22 cm) wysmarować masłem (chyba, że macie silikonową).
Suche składniki (mąkę, proszek, przyprawę do piernika, sól) wymieszać w jednej misce. W drugiej zmiksować jajka, masło, cukier, wanilię, imbir i dynię. Połączyć z suchymi składnikami i 1/2 szklanki orzechów.
Przełożyć do formy. Piec ok. 40 min - do suchego patyczka.
W międzyczasie zrobić polewę: w garnku zagotować śmietankę. Zdjąć z ognia i dodać połamaną w kosteczki czekoladę. Mieszać, aż czekolada całkiem się rozpuści. Odstawić na kilkanaście minut, żeby polewa stężała. Posmarować wystudzone ciasto. Posypać orzechami włoskimi i siekanymi migdałami.
Pokroić na kwadraty i pałaszować :)
Smacznego!
Szybkie, awaryjne (jeśli mamy np. wcześniej zrobione puree z dyni - napiszę i o nim, obiecuję) ciasto. Polecam.
Wilgotne, zbite, trochę przypominające zakalec, ale jednak nim nie będące, z chrupiącymi orzechami i przepyszną polewą z białej czekolady. Pycha!
Uwaga! Szybko znika :)

(oryginalny przepis z Kwestii Smaku)
Ciasto:
2 słoiczki puree z dyni (półtorej szklanki) lub 1 szklanka drobno startej dyni
1 szklanka mąki kukurydzianej (w oryginalnym przepisie była pszenna)
3/4 szklanki orzechów włoskich, posiekanych (w oryginalnym przepisie były zrumienione na patelni dodatkowo - myślę, że to super opcja, ja po prostu o zapomniałam :) )
1 łyżeczka proszku do pieczenia (u mnie bg)
1/2 łyżeczki soli
1 łyżeczka z czubkiem przyprawy do piernika
1 łyżka świeżo startego imbiru
1/2 szklanki brązowego cukru (jeśli robicie z mąki kukurydzianej tyle wystarczy - mąka sama w sobie jest słodkawa)
1/3 szklanki roztopionego masła
1 jajko kurze lub 4 przepiórcze
ziarenka z 1 strąka wanilii (lub 1 i 1/4 łyżeczki ekstraktu z wanilii)
łyżka siekanych migdałów (do posypania)
Polewa:
100 g (tabliczka) białej czekolady
3 łyżki śmietanki kremówki (30 % lub 36 %)
Piekarnik nagrzać do 175 st. C. Formę kwadratową (22 x 22 cm) wysmarować masłem (chyba, że macie silikonową).
Suche składniki (mąkę, proszek, przyprawę do piernika, sól) wymieszać w jednej misce. W drugiej zmiksować jajka, masło, cukier, wanilię, imbir i dynię. Połączyć z suchymi składnikami i 1/2 szklanki orzechów.
Przełożyć do formy. Piec ok. 40 min - do suchego patyczka.
W międzyczasie zrobić polewę: w garnku zagotować śmietankę. Zdjąć z ognia i dodać połamaną w kosteczki czekoladę. Mieszać, aż czekolada całkiem się rozpuści. Odstawić na kilkanaście minut, żeby polewa stężała. Posmarować wystudzone ciasto. Posypać orzechami włoskimi i siekanymi migdałami.
Pokroić na kwadraty i pałaszować :)
Smacznego!
sobota, 5 listopada 2011
Dyniowe curry z bakłażanem
Sezon na dynie mógłby się dla mnie nie kończyć :)
Również z estetycznych względów - to jakby jesień zamknięta w... warzywie (rety, mało romantycznie to zabrzmiało).
Dziś propozycja następująca: curry z dynią i bakłażanem. Znalezione u Bei. Zmieniłam przyprawy, bo nie miałam kilku. Dzięki - jest pyszne!
(szczególnie po 2 dniach, jak się dobrze przegryzie)
Dyniowe curry z bakłażanem
3 łyżki oliwy z oliwek
1 duża czerwona cebula
3 ząbki czosnku
650 g dyni pokrojonej w zgrabną, nie za dużą kostkę
400 g bakłażana (forma ta sama, co w przypadku dyni)
3 łyżeczki ulubionej mieszanki curry (ja dałam: kolendrę mieloną, kmin rzymski, cynamon, imbir i garam masalę)
1/2 łyżeczki słodkiej papryki
1/2 łyżeczki kurkumy
250 ml przecieru pomidorowego/passaty
200-300 ml wody lub bulionu warzywnego bez glutaminianu sodu
sól do smaku
Cebulę szatkujemy, czosnek miażdżymy lub drobniutko siekamy.
Dynię obieramy ze skórki i pozbywamy się nasion. Bakłażana myjemy, osuszamy i kroimy w średniej wielkości kostkę - podobnie zresztą, jak dynię.
I teraz tak: cebulę dusimy chwilę na rozgrzanej oliwie, po kilku minutach dodajemy czosnek i przyprawy (za wyjątkiem kurkumy - instrukcja Bei, ja smażę zawsze wszystkie przyprawy razem), chwilę jeszcze smażymy (ok. 1-2 minuty), następnie dodajemy pokrojone warzywa oraz kurkumę (jeśli nie zrobiliśmy tego wcześniej), dobrze mieszamy z przyprawami, dodajemy przecier pomidorowy/passatę oraz wodę/bulion Solimy, mieszamy i gotujemy do miękkości.

Podajemy z ryżem, ugotowaną ciecierzycą lub soczewicą. Ja zrobiłam z ciecierzycą i wyszło doskonałe :)
Smacznego!
Również z estetycznych względów - to jakby jesień zamknięta w... warzywie (rety, mało romantycznie to zabrzmiało).
Dziś propozycja następująca: curry z dynią i bakłażanem. Znalezione u Bei. Zmieniłam przyprawy, bo nie miałam kilku. Dzięki - jest pyszne!
(szczególnie po 2 dniach, jak się dobrze przegryzie)
Dyniowe curry z bakłażanem
3 łyżki oliwy z oliwek
1 duża czerwona cebula
3 ząbki czosnku
650 g dyni pokrojonej w zgrabną, nie za dużą kostkę
400 g bakłażana (forma ta sama, co w przypadku dyni)
3 łyżeczki ulubionej mieszanki curry (ja dałam: kolendrę mieloną, kmin rzymski, cynamon, imbir i garam masalę)
1/2 łyżeczki słodkiej papryki
1/2 łyżeczki kurkumy
250 ml przecieru pomidorowego/passaty
200-300 ml wody lub bulionu warzywnego bez glutaminianu sodu
sól do smaku
Cebulę szatkujemy, czosnek miażdżymy lub drobniutko siekamy.
Dynię obieramy ze skórki i pozbywamy się nasion. Bakłażana myjemy, osuszamy i kroimy w średniej wielkości kostkę - podobnie zresztą, jak dynię.
I teraz tak: cebulę dusimy chwilę na rozgrzanej oliwie, po kilku minutach dodajemy czosnek i przyprawy (za wyjątkiem kurkumy - instrukcja Bei, ja smażę zawsze wszystkie przyprawy razem), chwilę jeszcze smażymy (ok. 1-2 minuty), następnie dodajemy pokrojone warzywa oraz kurkumę (jeśli nie zrobiliśmy tego wcześniej), dobrze mieszamy z przyprawami, dodajemy przecier pomidorowy/passatę oraz wodę/bulion Solimy, mieszamy i gotujemy do miękkości.

Podajemy z ryżem, ugotowaną ciecierzycą lub soczewicą. Ja zrobiłam z ciecierzycą i wyszło doskonałe :)
Smacznego!
piątek, 4 listopada 2011
Poranna z serem
...chciałoby się napisać drożdżówka, ale drożdżówka to nie jest, z oczywistego powodu nieposiadania w składzie drożdży.
A jednak kojarzy się ze śniadaniową serową drożdżówą. Ciasto powstało z przypadku - miałam ochotę na coś z serem (znowu!), a mój organizm trochę zaprotestował przeciwko orkiszowi, bo bądź co bądź - glutenowe to to.
Postanowiłam skorzystać z okazji i wypróbować nowe mąki - szczególnie tę z prosa.
Wyszło ciekawe. Dość ciężkie i specyficzne w smaku (smak - proso, "ciężar" - mąka arachidowa), ale ciekawe jako urozmaicenie śniadaniowo-kawowo-podwieczorkowego menu.
Ciasto z prosa z białym serem
(na formę 21 x 23 cm)
1 szklanka mąki z prosa
1/2 szklanki mąki kukurydzianej
1/2 szklanki mąki arachidowej (zmielone orzechy arachidowe)
1 łyżeczka proszku do pieczenia (z lekkim czubkiem)
1 łyżeczka sody
1 duży kefir naturalny (taki 400 g)
2 jajka kurze lub 7 przepiórczych
1/2 szklanki brązowego cukru
100g masła (roztopionego)
masa serowa:
300 g sera do serników (ja najbardziej lubię Piątnicę)
1-2 cukry wanilinowe
Piekarnik nagrzewamy do180 st C.
Składniki na ciasto miksujemy w dowolnej kolejności - może być, jak na muffiny - suche + mokre.
Ser ucieramy chwilę z cukrem.
Ciasto dzielimy na 2 części. Spód wysmarowanej masłem lub silikonowej formy wykładamy jedną porcją ciasta. Następnie masa serowa i druga porcja ciasta na wierzch. Pieczemy ok 45 min. Po 25 min włączamy termoobieg.
Sprawdzamy patyczkiem, czy suche.
Jemy wystudzone - najlepiej zimne na następny dzień - do czarnej kawy albo gorzkiej. Można pokusić się o posypanie cukrem pudrem :)
Smacznego!
A jednak kojarzy się ze śniadaniową serową drożdżówą. Ciasto powstało z przypadku - miałam ochotę na coś z serem (znowu!), a mój organizm trochę zaprotestował przeciwko orkiszowi, bo bądź co bądź - glutenowe to to.
Postanowiłam skorzystać z okazji i wypróbować nowe mąki - szczególnie tę z prosa.
Wyszło ciekawe. Dość ciężkie i specyficzne w smaku (smak - proso, "ciężar" - mąka arachidowa), ale ciekawe jako urozmaicenie śniadaniowo-kawowo-podwieczorkowego menu.
Ciasto z prosa z białym serem
(na formę 21 x 23 cm)
1 szklanka mąki z prosa
1/2 szklanki mąki kukurydzianej
1/2 szklanki mąki arachidowej (zmielone orzechy arachidowe)
1 łyżeczka proszku do pieczenia (z lekkim czubkiem)
1 łyżeczka sody
1 duży kefir naturalny (taki 400 g)
2 jajka kurze lub 7 przepiórczych
1/2 szklanki brązowego cukru
100g masła (roztopionego)
masa serowa:
300 g sera do serników (ja najbardziej lubię Piątnicę)
1-2 cukry wanilinowe
Piekarnik nagrzewamy do180 st C.
Składniki na ciasto miksujemy w dowolnej kolejności - może być, jak na muffiny - suche + mokre.
Ser ucieramy chwilę z cukrem.
Ciasto dzielimy na 2 części. Spód wysmarowanej masłem lub silikonowej formy wykładamy jedną porcją ciasta. Następnie masa serowa i druga porcja ciasta na wierzch. Pieczemy ok 45 min. Po 25 min włączamy termoobieg.
Sprawdzamy patyczkiem, czy suche.
Jemy wystudzone - najlepiej zimne na następny dzień - do czarnej kawy albo gorzkiej. Można pokusić się o posypanie cukrem pudrem :)
Smacznego!
środa, 2 listopada 2011
Zupa z dyni
Zimno. Mgliście. Chłód przenika wszystko, wciska się w każdą szparę, każdą nieszczelność podokienną... I człowiekowi jakoś zimno w środku się robi.
Piję litrami herbaty różne. Earl grey, rooibos, marcepanowa sencha, lipa, rumianek z miodem, yerba mate z kakao, imbir z miodem i cytryną... Trochę pomaga.
Ale mam też inne lekarstwo - słoneczną przeciwwagę dla zimniska - piękną, żółtą i rozgrzewającą zupę z dyni. Naturalny antydepresant :)

Przepis dawno temu znalazłam u Liski.
Zupa z dyni z szałwią i czosnkiem
ok. 1 kg dyni
5 ząbków czosnku
2 łodygi selera naciowego (ja nie miałam, więc dałam pół średniego selera korzeniowego)
1 cebula
75 ml oliwy z oliwek
1 łyżka posiekanej świeżej szałwii
łyżeczka soli
pieprz, gałka muszkatołowa
1,5 litra bulionu warzywnego (u mnie eko-kostka bez glutaminiany sodu)
pestki dyni albo orzechy włoskie
Dynię myjemy, obieramy ze skórki, kroimy na ok. 2 cm kosteczkę.
Cebulę kroimy drobno, czosnek przeciskamy przez praskę.
W garnku (dość dużym!) rozgrzewamy oliwę z oliwek, wrzucamy czosnek i szałwię. Smażymy chwilę, po czym dodajemy cebulę, seler i dynię. Chwilę dusimy, żeby odrobinę warzywa zmiękły. Zalewamy bulionem. Gotujemy 20-30 min - początkowo na dużym ogniu przez kilka minut, potem zmniejszamy. Kiedy warzywa będą miękkie, dodajemy sól. Miksujemy na krem. Doprawiamy świeżo mielonym pieprzem i gałką muszkatołową (świeżo startą).
Podajemy posypane uprażonymi pestkami dyni lub orzechami włoskimi.
Smacznego!
Piję litrami herbaty różne. Earl grey, rooibos, marcepanowa sencha, lipa, rumianek z miodem, yerba mate z kakao, imbir z miodem i cytryną... Trochę pomaga.
Ale mam też inne lekarstwo - słoneczną przeciwwagę dla zimniska - piękną, żółtą i rozgrzewającą zupę z dyni. Naturalny antydepresant :)

Przepis dawno temu znalazłam u Liski.
Zupa z dyni z szałwią i czosnkiem
ok. 1 kg dyni
5 ząbków czosnku
2 łodygi selera naciowego (ja nie miałam, więc dałam pół średniego selera korzeniowego)
1 cebula
75 ml oliwy z oliwek
1 łyżka posiekanej świeżej szałwii
łyżeczka soli
pieprz, gałka muszkatołowa
1,5 litra bulionu warzywnego (u mnie eko-kostka bez glutaminiany sodu)
pestki dyni albo orzechy włoskie
Dynię myjemy, obieramy ze skórki, kroimy na ok. 2 cm kosteczkę.
Cebulę kroimy drobno, czosnek przeciskamy przez praskę.
W garnku (dość dużym!) rozgrzewamy oliwę z oliwek, wrzucamy czosnek i szałwię. Smażymy chwilę, po czym dodajemy cebulę, seler i dynię. Chwilę dusimy, żeby odrobinę warzywa zmiękły. Zalewamy bulionem. Gotujemy 20-30 min - początkowo na dużym ogniu przez kilka minut, potem zmniejszamy. Kiedy warzywa będą miękkie, dodajemy sól. Miksujemy na krem. Doprawiamy świeżo mielonym pieprzem i gałką muszkatołową (świeżo startą).
Podajemy posypane uprażonymi pestkami dyni lub orzechami włoskimi.
Smacznego!
wtorek, 1 listopada 2011
Mój pierwszy sernik
Od dziecka uwielbiałam serniki. Podobno, jak miałam okresy nic-nie-jedzenia, jedyną rzeczą, która mi smakowała był właśnie sernik. A jednak nigdy nie odważyłam się zrobić własnego.
Kilka dni temu dotarł do mnie wreszcie mój wyczekany, wymarzony robot Kitchen Aid :)
Pomyślałam, że sernik to będzie bardzo dobry debiut. Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Z przepisu na sernik idealny z Kwestii Smaku.
Jest naprawdę pyszny - delikatny, kremowy i, hmmm, mocno śmietankowy :)

Spróbujcie! Podobno nie opada (u mnie nie opadł, więc jest 1:0 na plus)
Sernik waniliowy
(na tortownicę 23-25 cm)
Na sernik:
1 kg białego sera zmielonego trzykrotnie na serniki (u mnie Piątnica)
5 jajek kurzych lub 20 przepiórczych
3 łyżki mąki ryżowej (w oryginale jest pszenna)
200 g drobnego cukru do wypieków
125 ml śmietany kremówki (30 % lub 36 %)
Kilka dni temu dotarł do mnie wreszcie mój wyczekany, wymarzony robot Kitchen Aid :)
Pomyślałam, że sernik to będzie bardzo dobry debiut. Jak postanowiłam, tak zrobiłam. Z przepisu na sernik idealny z Kwestii Smaku.
Jest naprawdę pyszny - delikatny, kremowy i, hmmm, mocno śmietankowy :)

Spróbujcie! Podobno nie opada (u mnie nie opadł, więc jest 1:0 na plus)
Sernik waniliowy
(na tortownicę 23-25 cm)
Na sernik:
1 kg białego sera zmielonego trzykrotnie na serniki (u mnie Piątnica)
5 jajek kurzych lub 20 przepiórczych
3 łyżki mąki ryżowej (w oryginale jest pszenna)
200 g drobnego cukru do wypieków
125 ml śmietany kremówki (30 % lub 36 %)
aromat wanilii: 3 łyżeczki ekstraktu z wanilii, ziarenka wyłuskane z przekrojonej wzdłuż 1 laski wanilii, lub/i
dodatkowo 1 łyżeczka pasty waniliowej czy torebka cukru waniliowego z prawdziwą wanilią
Na wierzch:
250 ml kwaśnej śmietany 18%
3 łyżki drobnego cukru
Piekarnik nagrzewamy do 175 st. C. Tortownicę z odpinanym brzegiem smarujemy masłem, na spód kładziemy papier, który "wypuszczamy" na zewnątrz. Wnętrze też można wyłożyć papierem, ale nie jest to konieczne. W każdym razie ścianki obowiązkowo smarujemy masłem.
Ser i mąkę ucieramy z cukrem na średnich obrotach na gładką masę - jeśli trzeba zeskrobujemy szpatułką masę ze ścianek misy miksera. Ucieramy ok. 2 min.
Do lśniącej, aksamitnej masy, dodajemy po jednym jajku (l= 4 przepiórcze). Po każdym jajku miksujemy ok. 30 sek. na średnich obrotach. Uwaga: teraz lepsze będzie mieszadło miksera, niż ubijaczka.
Wanilię i kremówkę miksujemy z masą na małych obrotach tylko do połączenia się składników - chodzi o to, żeby nie napowietrzać masy.
"Ciasto" przelewamy do tortownicy i wstawiamy do nagrzanego do 175 st. C piekarnika na 15 min. Następnie zmniejszamy temperaturę do 120 st. C i piec 1 i 1/2 godziny. Po tym czasie sernik wyjmujemy na chwilę i polewamy kwaśną śmietaną połączoną z cukrem. Wstawiamy z powrotem do piekarnika na 15 min.
Gotowy sernik wyciągamy na kratkę i studzimy.
Całkowicie wystudzony sernik wstawiamy do lodówki na całą noc, żeby się ściął ładnie.
Podawać można z musem truskawkowym, ze świeżymi owocami, z musem morelowym - z czym chcecie.
Smacznego!
Subskrybuj:
Posty (Atom)