poniedziałek, 30 grudnia 2013

Muffiny bananowe z jagodami goji, orzechami i czekoladą

Jeśli jeszcze ktoś tu zagląda czasem - muffinki nowe. Dostaliśmy pod choinkę jagody goji - małe to to, czerwone i smakuje…dymem, ale podobno zdrowe niezmiernie :) Zatem - sposób na ich "oswojenie". Muffinki - nic wyszukanego, ale smakowite są. Orzechy wspaniale chrupią, banany zapewniają wilgotność, a jagody… hmm, stanowią ciekawy akcent smakowo-kolorystyczny :) 
Spróbujcie, co Wam szkodzi!


Chciałam, żeby ostatni przepis w tym roku był jakiś przebojowy, ale wyszedł taki zwyczajny…

Niemniej jednak, ogromną dawkę dobrych życzeń na cały przyszły rok Wam ślę! 
Niech cały świat Wam pachnie i smakuje wyśmienicie :) 




Muffiny bananowe z jagodami goji, orzechami i czekoladą
(przepis oryginalny pochodzi stąd)


1,5 szklanki mąki kukurydzianej
0,5 szklanki mąki ryżowej
1 tabliczka gorzkiej czekolady, pokrojona/połamana drobno (dałam mniej, bo nie miałam tyle i też się udało)
ok. pół szklanki suszonych jagód goji
1/3 szklanki brązowego cukru
1 cukier z prawdziwą wanilią albo wanilinowy od biedy
1/2 szklanki oleju (dałam kokosowy, bo akurat tylko taki miałam)
pół szklanki posiekanych orzechów włoskich (w oryginale były orzechy macadamia, ale wolę włoskie)
1 szklanka mleka (u mnie ryżowe)
1 jajko kurze lub 4 przepiórcze
2 dojrzałe banany, rozgniecione widelcem
1 łyżeczka sody
1 łyżeczka proszku do pieczenia
szczypta soli 

Piekarnik nagrzewamy do 180℃. Formę do muffinów wykładamy papilotkami.

Filozofia z ciastem, jak przy muffinach, czyli brak filozofii ;) Suche (mąki, sodę, proszek, cukier, cukier z wanilią/wanilinowy, orzechy posiekane, czekoladę, jagody i szczyptę soli) składniki mieszamy w jednej misce, mokre (mleko, jajko, banany i olej) w drugiej. Mokre wlewamy do suchych i mieszamy łyżką do uzyskania stanu "w miarę równomiernie wymieszane". Przekładamy do formy wyłożonej papilotkami i pieczemy 25 min.

Ot i wszystko :)

Smacznego i duuuużo zdrowia!



poniedziałek, 7 października 2013

Torcik Gianduia

Przyznaję się bez bicia i tortur - to mój pierwszy tort w życiu! I co? I jestem z niego baaardzo zadowolona!! :) Jest PRZEpyszny!! Delikatne orzechowe ciasto i genialny, lekki mus z mlecznej czekolady. Idealne połączenie! Warto spędzić nad nim trochę czasu (szczególnie, jeśli oddziela się przepiórcze białka od żółtek ;) ). Naprawdę warto!
A i jubilat był bardzo zadowolony :)

Przepis wzięłam z Kwestii Smaku. Ogromne dzięki za niego!! Tym razem niczego poza jajkami nie przerabiałam, ale jestem pewna, że biszkopt wyszedłby równie dobry na mące kukurydzianej - next time, bezglutenowcy kochani :)

No, to do dzieła i... udanych wypieków :)




Torcik Gianduia czyli tort orzechowy z musem z mlecznej czekolady


Biszkopt:
5 dużych jajek kurzych lub 6 średnich (albo 25 przepiórczych. WAŻNE: jajka mają mieć temp. pokojową) - oddzielnie białka i żółtka
100 g szklanka cukru pudru
85 g mąki pszennej
3 płaskie łyżki naturalnego kakao (gorzkiego)
1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
65 g zmielonych orzechów laskowych*
40 g masła + do posmarowania boków tortownicy

Mus czekoladowy:
300 ml śmietanki kremówki 36% lub 30% (użyłam 30%)
300 g mlecznej czekolady

Polewa:
100 g mlecznej czekolady z orzechami laskowymi (użyłam czekolady Rittersport, ale równie dobrze nada się np. legendarna czekolada "z okienkiem" :) )
70 ml śmietany kremówki (30%)


*orzechy najpierw wysypujemy na suchą patelnie i prażymy, dopóki skórka nie zacznie pękać. Następnie się tej skórki pozbywamy, np. tak: ściereczkę składamy na pół, na jedną połówkę wysypujemy gorące orzechy, przykrywamy drugą i, pocierając, pozbywamy się skórki orzechowej. Gładkie orzeszki rozdrabniamy na mąkę (można w młynku do kawy), którą jeszcze przez chwilę prażymy na suchej patelni, żeby stała się bardziej sypka. UWAGA! Trzeba mieszać, bo mąka orzechowa lubi się przypalać. Studzimy, odmierzamy 65 g i odstawiamy.


No dobrze, a teraz ad rem...

Biszkopt:

1. Tortownicę o średnicy 22-24 cm rozpinamy, dno wykładamy papierem do pieczenia i zapinamy z powrotem tak, żeby papier wystawał na zewnątrz (prawie tak, jak się zapinało płótno do haftowania na tamborku... choć nie wiem, czy to komuś pomoże ;)). Boki tortownicy smarujemy masłem.

2. Mąkę przesiewamy dwukrotnie z kakao i proszkiem do pieczenia. Odstawiamy. Pamiętamy o przygotowanych orzechach.

3. Żółtka ucieramy z połową cukru pudru na jasną i puszystą masę (przychylam się do tego, co pisze autorka przepisu - min. 8 minut!). W drugiej misce ubijamy na sztywno białka, w połowie ubijania dodając powoli pozostały cukier puder, aż piana nie będzie błyszcząca (ale i sztywna!).

4. Masło roztapiamy i studzimy. 

5. Piekarnik nagrzewamy do 180℃.

6. Do ubitych żółtek dodajemy ostudzoną mąkę orzechową i miksujemy. Następnie dodajemy białka (w trzech partiach) i mieszamy delikatnie - sugeruję szpatułką. Proces "wmieszania" białek do masy przypomina trochę ten, który ma miejsce przy robieniu tiramisu - chodzi o to, żeby masa była lekka i puchata, a mikser to zniszczy. 

7. Na koniec dodajemy mąkę z proszkiem i kakao i również szpatułką mieszamy do połączenia się składników.

8. Masę wykładamy do tortownicy, wyrównujemy wierzch i pieczemy 27 minut. Po upływie tego czasu wyjmujemy, studzimy i kroimy na dwa lub trzy blaty (u mnie były 2).

Mus czekoladowy:
200 ml kremówki zagotowujemy i w gorącej roztapiamy 300 g czekolady mlecznej. Powstałą masę studzimy. Kiedy jest już zimna, ubijamy pozostałą kremówkę (100 ml) na sztywno i łączymy z masą. Sugeruję znów użyć szpatułki i mieszać delikatnie, żeby masa była puszysta. Jak już nam się to uda, wstawiamy do lodówki na jakieś 2 godziny.

Po upływie 2 godzin i wystudzeniu kremu, rozsmarowujemy/rozlewamy go na dolnym blacie (zamkniętym na powrót w tortownicy), przykrywamy górnym i wstawiamy do lodówki. U mnie stał całą noc.

Polewa:
Kremówkę zagotowujemy, rozpuszczamy w niej czekoladę. Jak trochę przestygnie, polewamy nią wierzch tortu i wstawiamy do lodówki na min. 30 min. przed podaniem.


Voilà!
Smacznego :)

czwartek, 3 października 2013

Tarta z orzechami włoskimi w karmelu

No dobrze, kochani, to jest po prostu czysta R O Z P U S T A!! Ostrzegam (żeby nie było).
Słodka niemiłosiernie, ale wciągająca, kusząca złocistością, chrupkością, a jednocześnie mięsistością orzechów... po prostu piękna!
Jednak, żeby być fair trzeba podkreślić, że nie jest to tarta dla osób na diecie (jak przeczytacie składniki, niechybnie sami zorientujecie się dlaczego), ani dla alergików (OGROMNA ilość orzechów może nie być najlepszym pomysłem dla "inaczej reagującego" ludka - mówię z doświadczenia). Natomiast gwarantuję, że jeśli nie zaliczacie się do żadnej z tych dwóch kategorii i lubicie słodkości - będziecie usatysfakcjonowani. Ba! Może nawet zachwyceni? :) Przekonajcie się.

Przepis znalazłam tu i przerobiłam na bezglutenowy.




Tarta z orzechami włoskimi w karmelu

Ciasto:
100 g zimnego masła
50 g cukru (tym razem użyłam zwykłego, białego)
szczypta soli
1 jajko kurze lub 3 przepiórcze
100 g mąki ryżowej
50 g mąki kukurydzianej*

*można też użyć 150 g zwykłej mąki pszennej (najlepiej krupczatki)

Syrop cukrowy:
250ml wody
400g cukru
1 łyżeczka soku z cytryny

Nadzienie:
100g gęstej, kwaśnej śmietany
400g obranych orzechów włoskich (tym razem im większe kawałki tym lepiej)
200g masła (użyłam jakichś 100 i wystarczyło)


Najpierw ciasto:
Mąkę połączyć z cukrem i solą, zimne masło pokroić w kostkę i przesiekać z suchymi składnikami. Następnie dodać jajko/jajka i szybko zagnieść ciasto. Zrobić kulę, zawinąć w folię i do lodówki na min. 2 godziny.

Jak już ciasto się schłodzi, robimy nadzienie.

Cukier łączymy z wodą i sokiem z cytryny w garnku o grubym dnie. Powoli podgrzewamy aż cukier się rozpuści. Mieszamy (będzie szybciej, a i cukier się nie przypali). Jak się zagotuje, zmniejszamy gaz i gotujemy bardzo wolno aż płyn się zredukuje znacznie i nabierze złotej barwy. Wtedy wrzucamy orzechy, śmietanę i masło. Mieszamy aż orzechy obklei masa, a masło się rozpuści.

I teraz tak:
Piekarnik nagrzewamy do 170℃. Ciasto (tę schłodzoną kulkę :) ) wyciągamy i rozwałkowujemy na placek o średnicy mniej więcej 30 cm. Wyklejamy nim formę do tarty (26 cm). Na ciasto wylewamy/wykładamy nadzienie**. Wstawiamy do piekarnika i pieczemy 35 min.

Studzimy i wstawiamy do lodówki na całą noc. Tak, tak, łasuchy - test na silną wolę :))

Rano wyciągamy i jemy... na śniadanie :D


Smacznego!!


**ja wyłożyłam nadzienie na surowe ciasto i generalnie masa to ciasto... wchłonęła ;) Chyba lepiej byłoby podpiec trochę spód przed "zalaniem" go masą.

czwartek, 19 września 2013

Zupa z dyni

Nie było mnie miesiąc. W międzyczasie nastała jesień... Lubię jesień, ale nie tę słotną, dżdżystą, płaczliwą, a złotą, szeleszczącą liśćmi, zachęcającą do kasztanowej twórczości i ciepło-słoneczną. I dziś, żeby przynieść trochę słońca, trochę ciepła i uśmiechu, proponuję zupę z dyni. Zupa jest banalnie prosta, szybka w przygotowaniu, a ma tam śliczny kolor, że... no warto. Naprawdę warto :)

(mam niejasne wrażenie, że kiedyś gdzieś ten przepis znalazłam, ale nie jestem pewna, czy w takiej akurat wersji, więc nie podaję źródła)




Słoneczna zupa z dyni

1 kg obranej i wydrążonej dyni (najlepiej hokkaido, którą można jeść ze skórką)
1 cebula
duża łyżka masła (albo nawet półtorej)
łyżka oliwy z oliwek
2 łyżeczki mielonego kminu rzymskiego 
2 łyżeczki mielonej kolendry
1,5 szklanki bulionu warzywnego
3 szklanki wody
sól i pieprz do smaku

opcjonalnie: kwaśna śmietana

do podania: prażone pestki dyni / grzanki / zielenina do posypania (natka pietruszki / szczypiorek)


Cebulę posiekać. W garnku rozgrzać oliwę z oliwek i masło. Na gorące wrzucić przyprawy (kmin i kolendrę) i chwilę przesmażyć (jakieś 10 sek.). Następnie dodać cebulę i smażyć na niewielkim ogniu przez jakieś 10 min. - do miękkości. Następnie dodać dynię pokrojoną w kostkę. Zalać wszystko bulionem i wodą. Gotować ok. 20-25 min. (aż dynia będzie miękka). Ostudzić troszkę i zmiksować wszystko na krem. 

Jeśli używamy śmietany - rozbełtać (nie wiem, czy jest takie oficjalne słowo :) ) ją z odrobiną zmiksowanej zupy i wymieszać. 

No i tyle :) Proste, prawda? A jakie smaczne! I ładne :)


Smacznego i... dobrej jesieni!

piątek, 16 sierpnia 2013

Bezglutenowa szarlotka prowansalska

Dziś klasyka. No, prawie. Szarlotka prowansalska z... tymiankiem :) Smakowita wielce!

Przepis oryginalny pochodzi z Kwestii Smaku, ja tylko przerobiłam na bg.
(przyznaję, że wiele zmieniać nie musiałam)

Jedna ważna rzecz: naprawdę trzeba wziąć blachę min. 20x30 cm, ale raczej większą (np. 26x33 cm, jak sugeruje autorka oryginalnego przepisu). Ja użyłam tortownicy 26 cm i okazała się znacznie za mała.



Szarlotka prowansalska

Spód:
150 g mąki kukurydzianej (oczywiście możecie użyć pszennej, jeśli... możecie :) )
100 g mąki ziemniaczanej lub ryżowej
50 g cukru 
150 g zimnego masła
1 jajko kurze lub 4 przepiórcze

Kruszonka:
100 g mąki kukurydzianej (lub pszennej)
50 g mąki ziemniaczanej lub ryżowej
100 g wiórków kokosowych (lub pokruszonych czy zmielonych płatków migdałów)
50 g cukru
125 g zimnego masła

Jabłka:
1 - 1,5 kg kwaśnych jabłek (najlepiej szara reneta, antonówka)
1 łyżka masła
1/2 szklanki cukru (albo mniej - jak lubicie)
2 łyżki cukru wanilinowego lub z prawdziwą wanilią lub 2 łyżeczki ekstraktu z wanilii
1 łyżeczka cynamonu
szczypta suszonego (lub świeżego) estragonu
szczypta suszonego (lub świeżego) tymianku (w obu przypadkach użyłam suszonego)

oraz:
150 g dżemu pomarańczowego (użyłam morelowego, domowego)


SPÓD:
Mąki mieszamy z cukrem, na środku robimy dołek i wbijamy w niego jajko/jajka. Zimne masło kroimy w kosteczkę i siekamy z mąkami, cukrem i jajkiem (jajkami). Następnie szybko zagniatami ciasto. Lepimy z niego kulę, zawijamy w folię (aluminiową lub spożywczą) i wkładamy do lodówki na godzinę. Po tym czasie ciasto wyciągamy, rozwałkowujemy między dwoma arkuszami papieru do pieczenia, odklejamy górny i, na dolnym, przenosimy na blachę. Ciasto dziurawimy widelcem i jeszcze na chwilę chowamy do lodówki.

KRUSZONKA:
Suche składniki mieszamy. Masło siekamy w kosteczkę, po czym wrzucamy do pozostałych składników i rozcieramy palcami do momentu aż powstaną nam grudki kruszonkowe :) Raczej jest to szybki proces. Na czas przygotowania jabłek, wstawiamy do lodówki.

JABŁKA:
Obieramy, kroimy na ćwiartki, pozbywamy się gniazd nasiennych i ostatecznie kroimy na kawałki ok. 2 cm. Na patelni z grubym dnem roztapiamy masło. Wrzucamy jabłka, zasypujemy cukrem. Podgrzewamy na średnim ogniu, dodając cukier wanilinowy i cynamon. Prażymy ok. 15 min, aż jabłka się rozpadną. Na koniec dodajemy zioła.


Piekarnik nagrzewamy do 175℃. 
W lodówki wyjmujemy formę z ciastem. Smarujemy je dżemem pomarańczowym albo morelowym. Na nim rozkładamy jabłka, a wierzch posypujemy równo kruszonką.

Wstawiamy do piekarnika i pieczemy ok. 45-55 min, aż wierzch będzie złoty. Po 30 min. trzeba sprawdzić, jak się ma nasza szarlotka, bo piekarniki różnie pieką i czasem wystarczy pół godziny.

Wyciągamy z piekarnika, studzimy, posypujemy cukrem pudrem i kroimy. Tak, kroimy raczej wystudzone ciasto, bo ciepłe może się rozwalać najnormalniej w świecie :)

Smacznego!!

środa, 17 lipca 2013

Muffiny otrębowe z jagodami

No to dziś - bez glutenu i bez nabiału - muffiny śniadaniowe "otrębuski" z jagodami :) Są przepyszne!! Ja wiem, że "bez glutenu" i "bez nabiału" brzmi, jak "chyba żartujesz, że to może być dobre!", ale naprawdę jest. Przysięgam. I zdrowe :) Polecam bardzo.
Inspiracją był ten przepis z Moich Wypieków.






Muffiny otrębowe z jagodami

50 g otrębów (użyłam gryczanych)
150 ml mleka (użyłam ryżowego)
150 g mąki kukurydzianej
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
2 małe jajka kurze albo 6 przepiórczych
120 g brązowego cukru
150 ml oleju słonecznikowego
130 g jagód

Piekarnik nagrzać do 170℃. Formę do muffinków wyłożyć papilotkami.

UWAGA: wszystkie składniki powinny mieć temperaturę pokojową.

W pierwszej kolejności wymieszać mleko z otrębami i odstawić.

W jednej misce wymieszać mąkę, sodę, proszek. W drugiej - roztrzepane jajka, olej i cukier.

Teraz: połączyć zawartości wszystkich pojemniczków i jagody. Wymieszać łyżką (nie mikserem, bo jagody szlag trafi).

Ciasto rozlać/rozłożyć do papilotek. Piec około 20-25 min (do suchego patyczka). Studzić na kratce (choć ciepłe też są pyszne :) ).

I tyle :)

Smacznego!!


I jeszcze jeden przepis dodany do akcji:

czwartek, 11 lipca 2013

Mus jaglany z jagodami

No, Kochani, to jest PYSZNE!! A banalne, jak 2 + 2 :) Mus z kaszy jaglanej - deserowy, sycący, piękny. Piękny? Tak!! Ten kolor jest nieprawdopodobny! (na zdjęciach tak tego nie widać)

Wersja ta jest z miodem, ale myślę, że spokojnie można go zastąpić syropem klonowym (akurat nie miałam) i z mlekiem migdałowym (można pominąć, jeśli nie macie albo zastąpić dowolnym mlekiem roślinnym).

A zatem... mus jaglany, voilà!



Mus jaglany z jagodami

3/4 szklanki ugotowanej kaszy jaglanej
pół szklanki jagód
1/4 szklanki mleka roślinnego
łyżka miodu


Wszystko wymieszać i zmiksować na gładki krem (albo mniej gładki - ja lubię czuć drobinki kaszy).


Smacznego!

Przepis dodaję do akcji:

środa, 10 lipca 2013

Kotleciki ziemniaczano-kalafiorowe

Kolejna prosta propozycja (choć nie tak prosta, jak makaron z bobem). Uwielbiamy kalafior, młode ziemniaki i fasolkę szapagową, ale ileż można jeść po prostu warzywa z wody? (no, tak na marginesie - ja mogę jeść je w kółko w tej klasycznej postaci). Kotleciki powstały jako urozmaicenie obiadowe. Mogą być też na kolację. I na zimno :)




Kotleciki ziemniaczano-kalafiorowe

4 średnie ziemniaki (lepsze są stare, niż młode, bo mają mniej wody)
pół kalafiora (same różyczki)
2 cebule
po pół łyżeczki kurkumy, mielonej kolendry i kminu rzymskiego
łyżka posiekanego koperku (albo więcej, jak ktoś lub lubi)
jedno małe jajko kurze albo 3 przepiórcze
sól i pieprz do doprawienia
oliwa z oliwek

mąka do obtoczenia (u nas była gryczana)
olej do smażenia (dowolny)


Ziemniaki gotujemy z kalafiorem do miękkości. Ugotowane przeciskamy przez praskę/rozdrabniamy w malakserze lub takim ręcznym "gnieciuchem" do ziemniaków :)

Cebulę siekamy drobno, na patelni rozgrzewamy oliwę z oliwek (tak z 3 łyżki). Na gorącą wsypujemy przyprawy. Smażymy chwilę, po czym dodajemy cebulę. Solimy i na małym ogniu dusimy do miękkości. Gotową dodajemy do ziemniaczano-kalafiorowej masy.

Masę doprawiamy wg uznania i smaku własnego. Dodajemy jajka i koperek. Mieszamy. Jeśli wyda nam się zbyt wodnista, możemy dodać trochę mąki.

Ręką formujemy zgrabne, niezbyt wielkie kotleciki. Obtaczamy je w mące.

Na dużej patelni rozgrzewamy olej i na gorący (To ważne! Inaczej kotleciki nasiąkną tłuszczem) wykładamy nasze dzieła. Smażymy na złoto-brązowo. Odkładamy na papierowy ręcznik, żeby jednak trochę tłuszczu im zabrać. Podajemy z sałatką jakąś (na zimno lub ciepło).

Smacznego!


wtorek, 9 lipca 2013

Makaron z bobem i czosnkiem

Długo się zastanawiałam, czy wrzucać ten przepis na bloga, bo... no bo nie ma w nim absolutnie nic odkrywczego. Pomyślałam sobie jednak, że czasem każdy z nas ma taki moment, kiedy brakuje inspiracji. Kiedy wrzuceni w schemat, nie umiemy się z niego wydostać. I wtedy potrzeba takiej najprostszej iskierki, żeby rozpalić w nas wielki ogień kreatywności kulinarnej :) A zatem - pochwała prostoty przed Wami. Po prostu bób. Po prostu czosnek. I tyle. A efekt znakomity!



Makaron z bobem i czosnkiem

2 garście ugotowanego makaronu (np. 2 gniazdka tagliatelle - z glutenem lub bez)
pół szklanki bobu (ugotowanego w osolonej wodzie i obranego z łupinek)
1 ząbek czosnku
oliwa z oliwek
sól, świeżo mielony pieprz

Na patelni rozgrzewamy oliwę z oliwek. Na gorącą wrzucamy bób i czosnek. Zmniejszamy ogień. Smażymy chwilę (uwaga, żeby nie przypalić czosnku, bo będzie gorzkie). W tym momencie możemy rozgnieść część bobu widelcem (ale nie musimy). Dorzucamy makaron. Przesmażamy. Doprawiamy i podajemy.

Można posypać posiekaną natką pietruszki, jeśli się lubi.


Smacznego!

Przepis dodaję do akcji:

niedziela, 7 lipca 2013

Ucierane ciasto z jagodami i truskawkami - NAJLEPSZE!

Po pierwsze - serdeczne pozdrowienia z Olsztyna :)


A po drugie - przedstawiam Wam  n a j l e p s z e  (jakie do tej pory zrobiłam) ucierane ciasto z owocami. I kruszonką :) Bezglutenowe! Oczywiście, jak ktoś woli z normalną mąką - proszę bardzo.
Ciasto jest delikatne, leciutkie, puszyste, ale się nie kruszy, co zasadniczo odróżnia je od ciasta z jagodami z tego przepisu. No i ta kruszonka... Ech :) Pieszczota dla podniebienia! Polecam z całej mocy, naprawdę.

Przepis znalazłam na niezawodnych Moich Wypiekach. Przerobiłam na bg.



Ucierane ciasto z owocami i kruszonką

Ciasto:
200 g masła
szczypta soli
160 g cukru
4 duże jajka kurze lub 16 przepiórczych
200 g mąki kukurydzianej (można oczywiście użyć pszennej)
40 g mąki ziemniaczanej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
600 g dowolnych owoców (np. truskawek, odszypułkowanych i przekrojonych lub jagód)*

Kruszonka:
150 g mąki
100 g masła, schłodzonego
50 g cukru pudru


*ja użyłam tyle, żeby przykryły cały wierzch ciasta - przyznaję, że ich nie ważyłam. I dałam zdecydowanie więcej jagód, niż truskawek (bo akurat to miałam w lodówce).

UWAGA! 
Wszystkie składniki powinny mieć temperaturę pokojową, więc warto je wcześniej wyciągnąć z lodówki.


Piekarnik nagrzewamy do 175℃. Formę (20x30 cm) smarujemy masłem.

Masło ucieramy w misie miksera na gładką, jasną, puszystą masę. Dodajemy cukier i szczyptę soli. Dalej ucieramy. Dodajemy po jednym jajku. Po każdym dokładnie miksujemy masę (ucieramy). Na koniec dosypujemy mąki z proszkiem. Mieszamy (może być szpatułką) tylko do połączenia się składników. Przekładamy do formy. Na wierzchu układamy owoce (rozcięciem do góry). 

Kruszonka. Mąkę i cukier mieszamy. Dodajemy pokrojone w kawałeczki masło (chyba, że jest ciepłe - wtedy wrzucamy bez krojenia). Zagniatamy szybko tak, żeby nam powstały kruszonkowe grudki :)

Gotową kruszonką posypujemy ciasto i wstawiamy do piekarnika.
Pieczemy ok. 45 min. (do suchego patyczka).

No i tyle :) Pyyyyszne jest!!

Smacznego!


Przepis dodaję do akcji:

niedziela, 30 czerwca 2013

Babka pomarańczowa z białą czekoladą

Jest fantastyczna na Wielkanoc, ale nie tylko oczywiście. Leciutka, jak chmurka, puszysta, piękna. I na dodatek z białą czekoladą!! Musicie tego spróbować :) Jednak ostrzegam uczciwie, że uzależnia!

Przepis znalazłam na Kwestii Smaku. Z podanych przez autorkę dodatków wybrałam białą czekoladę, cukier z prawdziwą wanilią, skórkę i sok z pomarańczy, ale jest ich tam więcej, więc możecie wybrać inny zestaw.




Babka pomarańczowa z białą czekoladą (bg)

Składniki:
200 g mąki kukurydzianej (oczywiście można użyć pszennej)
100 g mąki ziemniaczanej
2 łyżeczki proszku do pieczenia (bg lub zwykłego)
200 g miękkiego masła
3/4 szklanka cukru
4 jajka kurze lub 16 przepiórczych (oddzielnie żółtka i białka!)

Dodatki (jak pisze autorka - można użyć wszystkich lub tylko wybranych):
1 torebka cukru z prawdziwą wanilią lub wanilinowego
2 łyżeczki ekstraktu z wanilii
1 laska wanilii, wyłuskane ziarenka
drobno starta skórka z 1 pomarańczy
4 łyżki wyciśniętego soku z pomarańczy
100 g roztopionej białej czekolady (można wtedy zmniejszyć ilość cukru)

Formę na babkę o pojemności 2,5 litra smarujemy masłem i posypujemy mąką (kukurydzianą/pszenną/migdałową) lub bułką tartą (w ostateczności). Piekarnik nagrzewamy do 180℃.

Mąki mieszamy z proszkiem. 
Miękkie masło ucieramy z cukrem i cukrem z wanilią na biały, puszysty krem. Słowo honoru, że się utrze, tylko chwilę to zajmuje. Ważne, żeby nie odpuszczać. Następnie, wciąż miksując, dodajemy po jednym żółtku. Kiedy już tego dokonamy, zmniejszamy obroty miksera i dodajemy po łyżce płynną białą czekoladę (wystudzoną trochę). Po chwili dorzucamy resztę dodatków, które wybraliśmy (czyli sok z pomarańczy, skórka pomarańczowa, ziarenka wanilii) - o ile je wybraliśmy :) Wsypujemy mąki z proszkiem i mieszamy tylko do połączenia się składników.
Białka ubijamy na sztywną pianę. Dodajemy do masy i ostrożnie mieszamy - masa ma być lekka, jak piórko i będzie taka, jeśli nie rzucimy się do mieszania z "gracją" orków, a zastosujemy bardziej elficką technikę :))

Gotową masę przekładamy do przygotowanej formy i wstawiamy do nagrzanego piekarnika. Pieczemy ok. 55 min. - do suchego patyczka. Studzimy w formie. Lekko ciepłe ciasto przekładamy na kratkę i dostudzamy. Posypujemy cukrem pudrem i... jemy bez końca ;)

Smacznego!

piątek, 28 czerwca 2013

Ucierane ciasto z jagodami (najprostsze na świecie!)

Przepis na to ciasto dostałam dawno temu od mamy moich sąsiadek i był to chyba mój drugi własnoręczny wypiek (pierwszym był murzynek) - więc mam do niego wielki sentyment. Niemniej jednak nie dzielę się nim ze względu na sentyment (albo przynajmniej nie tylko), ale na fakt, że ten przepis zawsze działa (sic!). Nigdy nie zrobił mi się zakalec, nie trzeba mieć wagi (wystarczy szklanka) i... no jest pyszne, lekkie i sypkie, jak babka piaskowa. A! I równie dobrze sprawdza się w wersji glutenowej, jak i bezglutenowej, co zapewne ucieszy część alergików. A zatem... ucierane ciasto z jagodami przed Wami :)

p.s. oczywiście można użyć dowolnych owoców :)




Ucierane ciasto z jagodami

4 jajka kurze lub 18 przepiórczych (opakowanie całe)
3/4 szklanki drobnego cukru do wypieków (jak ktoś woli bardziej słodkie, można dodać całą szklankę)
1 szklanka mąki kukurydzianej (lub pszennej, tortowej)
1 szklanka mąki ziemniaczanej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
250 g masła
aromat rumowy/arakowy (jak ktoś nie używa aromatów, można pominąć, ale... polecam :) )

jagody lub inne owoce (przynajmniej szklanka)


Piekarnik nagrzewamy do 180℃. Formę 20x30 cm smarujemy masłem.

Masło roztapiamy. Jajka miksujemy z cukrem na gładką, jasną, puszystą masę (porządne kilka minut). Do ubitej masy dodajemy mąki wymieszane z proszkiem, aromat i roztopione masło. Wszystko miksujemy do połączenia się składników.

Przelewamy do formy, na wierzchu (w miarę równomiernie) rozkładamy owoce.

Pieczemy ok. 40 min. - do "suchego patyczka".

Studzimy, posypujemy cukrem pudrem i... gotowe :)


Smacznego!


Przepis dodaję do akcji:

czwartek, 27 czerwca 2013

Pasta daktylowa

Kochani moi Czytelnicy i Odwiedzacze przypadkowi!

Dawno mnie tu nie było, oj dawno. Pamiętam, jak Dorota z bloga Moje Wypieki pisała, że im dłużej się nie pisze, tym trudniej wrócić. To prawda. Bo zawsze jest coś ważniejszego, bardziej "na już", depczącego nam po piętach, tuż tuż... I nie chodzi o to, że pisanie bloga jest wyzwaniem ponad siły czy obowiązkiem. Nie, jest przyjemnością. Jednak ciężko oddać się przyjemności, kiedy właśnie obowiązki patrzą na nas wyczekująco z każdego kąta... No nic. Najważniejsze, że znalazłam chwilę na przyjemność gotowania i spotkania z Wami :) (choć nie wiem, czy kogoś tu jeszcze spotkam...?)

Dziś bardzo prosta recepta na słodkości, które nie powinny wzbudzać wielkich wyrzutów sumienia :) Doskonały zamiennik cukru/miodu/słodzików. Pasta daktylowa. Próbowaliście? Doskonale smakuje z... espresso! Jak tylko kupię taabeh - formę do ciasteczek mamoul (maamoul, maamul) - pokażę Wam jeszcze jedno zastosowanie pasty daktylowej :) Generalnie można ją stosować do naleśników, kanapek, słodzenia herbaty czy po prostu - kiedy mamy ochotę na łyżeczkę czegoś słodkiego.

Pastę można przechowywać w lodówce nawet przez 2 tygodnie (w słoiczku).





Pasta daktylowa

daktyle
woda

Daktyle wkładamy do słoiczka (jak ogórki do kiszenia) - dość ciasno. Im ciaśniej, tym mniej zmieści się wody i tym gęstsza będzie nasza pasta. Zalewamy wrzątkiem, zakręcamy. Odstawiamy na całą noc. Rano miksujemy blenderem na gładką pastę.

I tyle :) A przyjemność - bezcenna.


Smacznego!

wtorek, 26 marca 2013

Kluski śląskie nadziewane czerwoną soczewicą i suszonymi pomidorami

Ponieważ ta przebrzydła już nieco zima nie ma najmniejszego zamiaru nas opuszczać, dzisiejsza propozycja jest konkretna, rozgrzewająca, sycąca i może trochę rozleniwiająca :)
Robi się dość prosto i w miarę szybko, ale chwilkę trzeba jej poświęcić. A poświęcić warto, bo kluchy są naprawdę dobre!

Przepis znalazłam na "smakoterapeutycznym" blogu i wrzucam go i do siebie, bo naprawdę warto :)



Kluski śląskie nadziewane czerwoną soczewicą i suszonymi pomidorami

Ciasto na kluski:
ok. 1,5 kg ziemniaków
skrobia/mąka ziemniaczana
1 jajko kurze lub 4 przepiórcze
sól

Farsz:
1,5 szklanki ugotowanej czerwonej soczewicy (no, tej pomarańczowej właściwie)
2 garści suszonych pomidorów (ja miałam takie w oleju)
2 cebule
czosnek (wg indywidualnych preferencji)
sól, pieprz


Ziemniaki gotujemy. Ugotowane przeciskamy przez praskę. Delikatnie studzimy. "Masę" ziemniaczaną dzielimy na 4 równe części (krzyżyk robimy:) ), wyjmujemy jedną ćwiartkę i w jej miejsce wsypujemy mąkę/skrobię. Następnie mieszamy ziemniaki (wszystkie 4 części) + skrobię/mąkę. Solimy do smaku. Dodajemy jajko/jajka i mieszamy na gładką masę. Odstawiamy.

Przygotowujemy farsz. Na patelni rozgrzewamy niewielką ilość oleju/oliwy z oliwek, wrzucamy posiekaną cebulkę. Złocimy, szklimy. Dorzucamy soczewicę, pomidory i czosnek. Smażymy chwilę. Dorzucamy sól i pieprz do smaku. Odstawiamy do wystygnięcia. Ważne, żeby farsz był maksymalnie suchy.

I teraz tak: z ciasta lepimy takie kieszonki, półkule, czy jak tam chcecie. Nakładamy do środka farsz i zlepiamy w zgrabną kuleczkę. Przy piątej będziecie mistrzami :)

Wrzucamy do osolonego wrzątku. Po wypłynięciu gotujemy jeszcze kilka minut. Podajemy z masełkiem albo odsmażone, np. na oleju kokosowym :)

Smacznego!


czwartek, 21 marca 2013

Pralinki z nerkowcami, daktylami i suszoną morelą

Festiwal pralinowy trwa!
Te dzisiejsze wpisuję na listę ulubionych zaraz obok tych z suszoną śliwką :)
Nie są bardzo słodkie, a orzechy nerkowca nadają im swoistej aksamitności. Można je obtaczać lub zostawić w wersji plain - ja wolę takie "gołe" :)



Pralinki z nerkowcami, daktylami i suszoną morelą

pół szklanki orzechów nerkowca
pół szklanki orzechów laskowych
pół szklanki łuskanego słonecznika
pół szklanki daktyli
pół szklanki suszonej moreli
3 łyżki wody z kwiatu pomarańczy/wody mineralnej

do obtoczenia: mielone orzechy laskowe (np.)


Wszystko oprócz wody wrzucamy do malaksera/miksera/blendera/food processora. Mielimy na drobiazg. Dodajemy wody i mielimy jeszcze chwilę. Zlepiamy zgrabne kuleczki i, jeśli obtaczamy je, od razu wrzucamy je do mielonych orzechów laskowych. Chowamy do słoiczka albo rozdajemy głodnej społeczności domowej :)


Smacznego :)

środa, 20 marca 2013

Pralinki kokosowo-figowe

Kolejna dawka zdrowych słodyczy - te sugeruję wszystkim, którzy potrzebują naprawdę słodkich słodyczy na przednówku :) Mocno kokosowe, ale i figa daje o sobie znać. Dobrze sprawdza się też woda różana zamiast zwykłej, ale jeśli nie macie, to się nie przejmujcie i dajcie zwykłą.
Do obtoczenia można użyć np. mielonych wiórków kokosowych, mielonych migdałów, mielonych orzechów różnych albo... niech Was wyobraźnia poniesie :)

Dobrego dnia!!



Pralinki kokosowo-figowe

1 szklanka migdałów (w płatkach lub całych)
1 szklanka wiórków kokosowych
1/2-3/4 szklanki suszonych fig
3-4 łyżki wody różanej/wody mineralnej, niegazowanej

Migdały i wiórki mielimy w malakserze/blenderze na mąkę. Dodajemy figi i wodę. Rozdrabniamy/mielimy. Z powstałej masy lepimy niewielkie kuleczki. "Panierujemy" albo nie. Wcinamy od razu lub wkładamy do słoiczka i odstawiamy w chłodniejsze miejsce.


Smacznego :)

czwartek, 14 marca 2013

Pralinki z orzechami, daktylami, morelą i skórką pomarańczową

Tak! Kolejna wersja pralinek :) Te powstały, ponieważ nie wszyscy w domu lubią suszone śliwki. Wersja pomarańczowo-orzechowa. Bardzo dobre! Zresztą... mogę być trochę nieobiektywna, bo ja po prostu ubóstwiam bakalie (w dowolnych zestawieniach). Spróbujcie i sami oceńcie :) Polecam!



Pralinki z orzechami, daktylami, morelą i skórką pomarańczową
(powinny się nazywać pralinki "pół szklanki" ;) )

pół szklanki migdałów
pół szklanki orzechów laskowych
pół szklanki łuskanego słonecznika
pół szklanki suszonych moreli
pół szklanki suszonych daktyli
1 łyżeczka skórki z pomarańczy (startej lub kandyzowanej - obojętnie)
2 łyżki wody z kwiatu pomarańczy (może być też zwykła)


Migdały, orzechy laskowe i słonecznik zmielić na mąkę (w blenderze lub malakserze). Dodać resztę składników - rozdrobnić. Z masy lepić kuleczki zgrabne i "panierować" w zmielonych migdałach lub innych orzechach :)

Przechowywać w szczelnym słoiku w raczej chłodnym miejscu (jeśli zdołacie ochronić je przed natychmiastowym pożarciem ;) ).


Smacznego!!

środa, 13 marca 2013

Pralinki z migdałami, słonecznikiem, daktylami i suszoną śliwką

Najlepsze, jakie zrobiłam do tej pory!! Choć oczywiście o gustach się nie dyskutuje. Mojemu Mężczyźnie kochanemu smakują średnio, bo mają suszoną śliwkę. A ja właśnie dlatego je uwielbiam :)
W skrócie: jeśli ktoś przepada za suszonymi śliwkami - polecam gorąco!

Tym razem przepis jest owocem moich własnych eksperymentów. Autorski, he he.
A eksperymentuję z upodobaniem :)
(spodziewajcie się kolejnych pralinkowych odkryć)

A! Tych pralinek nie "panierowałam", ale jak chcecie - obtoczcie je w migdałach zmielonych na mąkę.



Pralinki z migdałami, słonecznikiem, daktylami i suszoną śliwką

1 szklanka migdałów (w płatkach lub całych)
pół szklanki łuskanego słonecznika
pół szklanki suszonych daktyli
pół szklanki suszonych śliwek
3 łyżki wody różanej (jeśli macie; jeśli nie - spokojnie można dać zwykłą wodę)

Migdały i słonecznik mielimy w blenderze lub malakserze na mąkę. Dodajemy daktyle, śliwkę i wodę różaną/wodę zwykłą :) Miksujemy/rozdrabniamy. Masa będzie dość klejąca - taka ma być. Lepimy zgrabne kuleczki. Odkładamy na chwilę na jakiś talerzyk - szybko przestaną być klejące. Jeśli chcemy je w czymś (np. w mielonych migdałach) obtoczyć, robimy to od razu po zrobieniu kulki, bo potem nam się "panierka" nie przyklei.
Następnie chowamy do słoika albo do...brzuszka :)

Smacznego!!

wtorek, 12 marca 2013

Pralinki z orzechami laskowymi, daktylami i karobem

No, kochani, jeśli jeszcze nie przekonaliście się do tych zdrowych słodyczy, te Was urzekną! Są po prostu wspaniałe! I ślicznie wyglądają (szczególnie w zestawieniu czarno-białym z poprzednią propozycją :) ). Oczywiście można do ich wykonania użyć naturalnego kakao. Ja użyłam karobu, bo... lubię - to po pierwsze, a po drugie, on jest mniej uczulający, a wygląda tak samo :)

Przepis oryginalny pochodzi z Jadłomonii (again), ale nie miałam suszonych śliwek, więc użyłam moreli. Jestem pewna, że ze śliwkami też jest wyśmienite - na pewno spróbuję :)
Na razie jestem zakochana w tych pralinach, więc i eksperymenty pewnie wkrótce nastąpią kolejne :)



Pralinki z orzechami laskowymi, daktylami i karobem

1/2 szklanki orzechów laskowych
1/2 szklanki migdałów (użyłam płatków)
1/2 szklanki daktyli
1/2 szklanki suszonych moreli (w oryginalnym przepisie są śliwki, więc jeśli macie je pod ręką - nie krępujcie się :) )
łyżeczka karobu (lub naturalnego kakao) + łyżka karobu/kakao do posypania
łyżka wody

Orzechy i migdały mielimy na mąkę (niemal). Dodajemy resztę składników. Miksujemy (w blenderze lub malakserze). Konsystencja masy ma być... klejąca :) Lepimy kuleczki zgrabne, posypujemy karobem/kakao i pałaszujemy (lub, jeśli zdołamy, wkładamy do słoiczka i dawkujemy sobie przyjemność:) ).


Smacznego!!

poniedziałek, 11 marca 2013

Pralinki z migdałami, kokosem i suszonymi morelami

CUDOWNA alternatywa dla sklepowych słodyczy. Ba! Nawet dla domowych ciast i ciasteczek :) Mięciutkie, śliczne i przepyszne! I na dodatek - właściwie wszystko robi za nas blender/malakser. Polecam, polecam, polecam!!
Można przechowywać je w słoiku nawet przez 2 tygodnie (u nas nie wytrzymują kilku dni, bo lądują w brzuszkach głodomorów:) ).

A pomysł zabrałam sobie od Marty z Jadłonomii. Po raz kolejny dziękuję za inspirację :)



Pralinki z migdałami, kokosem i suszonymi morelami

1 szklanka wiórków kokosowych
3/4 szklanki płatków migdałów
1/2 szklanki suszonych moreli
szczypta kardamonu (proponuję go zmielić przed dodaniem, żeby nie wrzucać ziarenek)
2 łyżki wody
1 łyżeczka startej skórki pomarańczowej (nie miałam - dodałam łyżkę wody z kwiatu pomarańczy)

Migdały i kokos wrzucamy do blendera/malaksera i rozdrabniamy prawie na mąkę. Następnie dodajemy resztę składników i miksujemy do uzyskania gładkiej, dość klejącej się masy. Z masy formujemy małe kuleczki. Obtaczamy je w czym chcemy (ja użyłam rozdrobnionych migdałów i kokosa) lub nie :)

Proste, prawda?


Smacznego!!


piątek, 8 marca 2013

Kruche ciasto z powidłami śliwkowymi i kruszonką

Ot, takie sobie proste ciasto :) W zasadzie większość składników powinniście mieć w szafce czy lodówce (no, może w spiżarni). Niby nic szczególnego, a jest tak dobre, że nie pożałujecie!
Przepis na zwykłe półkruche ciasto (z odrobiną proszku do pieczenia) - w zasadzie z głowy :)

Niewiele pracy, a niespodzianka na wieczór/popołudnie cudownie smaczna :) Spróbujcie! Polecam.

A! Ciasto jest bezglutenowe - jeśli Wam to nie do końca pasuje - zamieńcie mąkę kukurydzianą i ryżową - krupczatką (2 szklanki).



Kruche ciasto z powidłami śliwkowymi i kruszonką

1 szklanka mąki kukurydzianej
1 szklanka mąki ryżowej
120 g zimnego masła
1/2 szklanki brązowego cukru (możecie użyć też cukru pudru)
1 opakowanie cukru wanilinowego
1 łyżka kwaśnej śmietany (użyłam 18%)
1 łyżeczka proszku do pieczenia
2 jajka kurze (same żółtka) lub 7 jajek przepiórczych (całych)
280 g powideł śliwkowych (słoiczek)


Suche składniki mieszamy. Wysypujemy je na stolnicę lub blat. Masło kroimy w drobną kosteczkę i wstępnie siekamy z suchymi składnikami. Następnie formujemy coś na kształt kopczyka. W jego środku robimy zagłębienie, do którego wbijamy jajka i wlewamy/wkładamy śmietanę. Szybko zagniatamy ciasto. UWAGA: nie zniechęcajcie się, jak Wam się nie będzie chciało sklejać na początku - w końcu się uda. Ciasto dzielimy na dwie części. Jedną wyklejamy formę, np. do tarty, o średnicy 24 cm. Wstawiamy do chwilę do lodówki (na czas rozgrzewania się piekarnika). Resztę zawijamy w folię i wkładamy do zamrażarki (na tę samą chwilę).

Piekarnik nagrzewamy do 180℃.

Ciasto w formie smarujemy równą warstwą powideł. Na wierzch ścieramy na tarce resztę ciasta (na największych oczkach tarki). Wstawiamy do piekarnika. Pieczemy ok. 30 min. do zezłocenia się kruszonki. Studzimy. Pałaszujemy :)



Smacznego!!

czwartek, 7 marca 2013

Wegańskie burgery z batata i soczewicy

PYSZNE!!! Naprawdę :) Nawet zwolennikom krwistych befsztyków polecam od czasu do czasu jako urozmaicenie.

Burgery są absolutnie wegańskie i praktycznie bez tłuszczu (są pieczone w piekarniku). Doskonałe w opieczonej bułce z toną warzyw rozmaitych :)

To odpowiedź na prośbę o lekką, wiosenną inspirację kulinarną.

Przepis oryginalny znalazłam na fantastycznym, wegetariańskim blogu Jadłonomia. Zmieniłam fasolę na zieloną soczewicę i nie dodałam pestek dyni, bo nie miałam (ale gdybym miała, na pewno by się tam znalazły). Polecam gorąco :)



Wegańskie burgery z batata i soczewicy
(z podanych proporcji wyszło mi 10 kotlecików średniej wielkości - takich w sam raz do bułki:) )

dość duży batat
szklanka ugotowanej zielonej soczewicy
100 g pestek słonecznika (ja dałam chyba 70 g i też było pyszne)
50 g pestek dyni (to pominęłam ze względu na brak składnika;) )
łyżka tahiny
łyżeczka sosu sojowego (w wersji bezglutenowej użyjcie tamari - bezglutenowego sosu sojowego)
trzy łyżki natki pietruszki
ząbek czosnku
szczypta chili (pominęłam)
spora szczypta kuminu
sól i pieprz
oliwa z oliwek


Piekarnik nagrzewamy do 220℃.
Batata obieramy i kroimy w łódeczki. Każdą dokładnie smarujemy oliwą z oliwek. Blachę lub naczynie żaroodporne wykładamy papierem do pieczenia. Batata pieczemy ok. 30 min. Do miękkości.
Studzimy.

Soczewicę gotujemy z liściem laurowym w osolonej wodzie.

Wszystko wrzucamy do malaksera/blendera i miksujemy na gładką masę. Nie musi być idealnie zmiksowana - fajnie, jak widać kawałeczki słonecznika albo natki :)

Blachę wykładamy ponownie papierem do pieczenia, piekarnik ustawiamy na 200℃.
Z masy formujemy płaski placuszki/burgery. Pieczemy 20-25 min., po czym delikatnie odwracamy kotleciki na drugą stronę i dopiekamy jeszcze 8-10 min.

Jemy z opieczonej bułce albo z chrupkim pieczywem czy waflem kukurydzianym - jak chcecie :) Albo w ogóle same. Świetnie smakują z awokado, pomidorem i kiełkami. Albo z sałatą lodową, cebulą, pomidorem i majonezem (jeśli jecie).

Smacznego!!



wtorek, 26 lutego 2013

Wegańskie ciasto bananowe

Fajne, zbite, mokre ciasto bananowe. Nie rośnie jakoś spektakularnie, ale też nie sprawia wrażenia zakalca. Po prostu jest wilgotne. Super smaczne z gorzką herbatą albo czarną kawą! I nieźle się trzyma przez 3 dni (na pewno - więcej nie daliśmy rady wytrzymać bez jedzenia go :) ). A! I świetnie mu (ciastu temu) robi sok z pomarańczy - jest lekko cytrusowe i przez to... intrygujące :)

Przepis przerobiony na bezglutenowy. No, coś tam jeszcze przerobiłam... :)
Oryginalny przepis z ciekawego, wegańskiego bloga lunchboxbunch. Polecam :)



Wegańskie ciasto bananowe

suche:
1 1/2 szklanki mąki kukurydzianej
1 szklanka brązowego cukru (ja dałam trochę mniej - 3/4)
2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/4 szklanki płatków owsianych (można pominąć - ja dałam bezglutenowe płatki owsiane, błyskawiczne)
1 łyżeczka soli

mokre:
2 małe banany, rozgniecione
1/4 szklanki oleju kokosowego, roztopionego
1/4 szklanki soki z pomarańczy lub mandarynki (świeżo wyciśniętego)
1/4 łyżeczki skórki startej z pomarańczy (pominęłam ten element)
1 łyżeczki ekstraktu z wanilii (dałam aromat waniliowy)
3/4 szklanki wrzątku + łyżka dobrej czarnej herbaty (użyłam mojej ulubionej Lady Grey)

Dodatkowo (opcjonalnie):
1/3 szklanki płatków migdałów (użyłam migdałów z odrobiną jabłek)
1/4 szklanki siekanych orzechów laskowych lub włoskich
1/2 szklanki pokrojonych na drobne kawałki suszonych jabłek


Piekarnik nagrzewamy do 180℃. 

Suche składniki mieszamy. 
We wrzątku zaparzamy herbatę. Mieszamy razem wszystkie mokre składniki, a potem wszystko razem - można krótko zmiksować - do połączenia się składników.

Ciasto przelewamy do keksówki (jeśli mamy małe keksówki - można podzielić na 2) lub dowolnej formy. Nie rośnie bardzo, więc spokojnie może być do wysokości 3/4 formy.

Pieczemy ok. 35 min. Do suchego patyczka.

Studzimy chwilę w formie, a potem na kratce.

Smacznego!

sobota, 23 lutego 2013

Brioszka

Rewelacyjna, pachnąca, delikatna. I do tego śliczna :) Zakochacie się w niej!!
Niestety z glutenem - jeszcze nie osiągnęłam takiego mistrzostwa w bezglutenowych bułeczkach. Ale wszystko przede mną! I przed Wami ;) Nawiasem mówiąc - jeśli ktoś z Was ma wypróbowany przepis na brioche bg, to chętnie się czegoś nauczę. Dzielcie się!

A tymczasem... brioszka do odrywania wg przepisu z Moich Wypieków. Troszkę zmodyfikowana. Zrobiliśmy wersję bardziej dietetyczną, czyli bez sosu waniliowego, ale nie wiem, czy nie zmienimy tego jutro ;)

Tak czy inaczej - warto! Jest przepysznie i pachnie w całym domu!







Brioszka do odrywania

Ciasto:
370 g mąki pszennej luksusowej (albo innej do wypieków drożdżowych)
50 g drobnego cukru
14 g suchych drożdży (dwa opakowania; ja używam tych DrOetkera, ale weźcie, jakie chcecie/lubicie)
1 łyżeczka soli
100 ml ciepłego mleka
3 jajka kurze lub 10-11 przepiórczych
170 g miękkiego masła (u mnie było roztopione)

Nadzienie:
konfitura pomarańczowa z kawałkami skórki (u nas była taka pomarańczowo-imbirowa)


Mąkę przesiewamy, mieszamy z drożdżami, cukrem, solą, a następnie z mokrymi składnikami. Wszystkimi poza masłem. Wyrabiamy ręką (10 min.) lub mikserem z hakiem do ciasta drożdżowego (5 min.). Dodajemy masło. Wyrabiamy (ręką - 10 min, hakiem - 5). Powinniśmy otrzymać gładkie, elastyczne ciasto, które nie klei się ani do miski, ani do rąk.
Misę przykrywamy ściereczkę i odstawiamy w ciepłe miejsce na godzinę.

Tortownicę o średnicy 24-26 cm. smarujemy masłem i wykładamy papierem do pieczenia.

Wyrośnięte ciasto delikatnie wyrabiamy ręką i dzielimy na 12 równych części. Każdą z nich rozpłaszczamy na placek i na środek nakładamy łyżeczkę konfitury. Zlepiamy w kuleczkę i układamy w tortownicy obok siebie - w coś na kształt kwiatka :)

Gotową brioszkę przykrywamy ściereczką i jeszcze na 30 min. odstawiamy w ciepłe miejsce. Po tym czasie smarujemy rozbełtanym jajkiem i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180℃ na 30 min.
Jeśli wierzch za bardzo nam się przyrumieni (czyli po ok. 15-20 min.), przykrywamy wierzch bułki folią aluminiową. Robimy to dość szybko, żeby nie "wietrzyć" naszego drożdżowca.

Gotowe ciasto wyciągamy z piekarnika. Po ok. 15 min. zdjemujemy obręcz tortownicy. 
Jest pyszna jeszcze ciepła, ale musicie uważać na żołądki :) W ogóle jest rewelacyjna!

Smacznego!

czwartek, 14 lutego 2013

Kruche ciasteczka maślane

...w sam raz na Walentynki.
Ale nie tylko na nie.
To bardzo prosty sposób zrobienia komuś (bliskiemu) słodkiej niespodzianki. Chyba nie ma możliwości, żeby się nie udały :) A są takie śliczne i pyszne, że warto spróbować wkroczyć na ścieżkę przygody z kruchym ciastem. Świetnie poddają się wykrawaniu i pieczątkowaniu (ja użyłam takich pieczątek). Nie kleją się, nie rozpadają - jedynie rozpływają się w ustach ;)
Tym razem - wersja bezglutenowa. Przerobiłam przepis z Moich Wypieków.

Spokojnie zdążycie je zrobić jeszcze dziś :)




Kruche ciasteczka maślane

125 g mąki ryżowej
125 g mąki kukurydzianej*
125 g cukru pudru
125 g masła, zimnego
1 jajko kurze lub 3-4 przepiórcze
1 strąk wanilii lub kilka kropli aromatu waniliowego
szczypta soli (maleńka)

Mąki połączyć z cukrem i solą. Przesiekać z zimnym masłem. W środku zrobić dołek, wbić jajka i dodać wanilię/aromat. Jeszcze raz przesiekać i szybko zagnieść kruche ciasto. Na początku nie będzie się chciało zagnieść, ale nie przejmujcie się - masło w końcu ociepli się od rąk (szybko) i się sklei. Z ciasta robimy kulę, zawijamy w folię i wkładamy do lodówki na 60 min.

Po upływie godziny...

Piekarnik nagrzewamy do 180℃. 
Ciasto przekładamy na stolnicę i wałkujemy na grubość ok. 4 mm. Wycinamy dowolne kształty. Przekładamy do wyłożoną papierem do pieczenia blachę. 
Pieczemy ok. 15 min - do złotego koloru. 

UWAGA!
Trzeba pilnować tych ciastek, bo łatwo można przeoczyć moment "zezłocenia" ;) Ja piekę ok 5-7 min. w opcji "góra-dół", a potem przełączam na "górę" tylko.

Smacznego!!


* można użyć 250 g mąki pszennej (najlepiej krupczatki)

wtorek, 12 lutego 2013

Ostatki, czyli proste pączki na serku homogenizowanym

Witajcie po długim niewidzeniu (się)!
Wiem, wiem, ordynarnie długo mnie tu nie było, ale... no cóż - życie. Teraz jestem i przynoszę przepis "ostatkowy". Dobry przepis i co najważniejsze - bardzo, bardzo prosty (naprawdę!).
Pączki maleńkie, ale lekkie i nietłuste, uzależniająco dobre. Jednak tym razem z glutenem. Na zwykłej, białej, pszennej mące. Przepisu nie modyfikowałam (prawie - zmieniłam tylko jajka), a wzięłam go sobie stąd.

Polecam je!
(jeszcze zdążycie:) )




Pączki na serku homogenizowanym

300 g serka homogenizowanego waniliowego (ja miałam serek waniliowy President, taki z prawdziwą wanilią)
3 jajka kurze lub 12 przepiórczych (użyłam przepiórczych)
1,5 szklanki mąki pszennej
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
szczypta soli
olej do głębokiego smażenia (u mnie to był zwykły "kujawski" i było ok)

Serek łączymy z rozbełtanymi jajkami (np. rózgą kuchenną). Następnie do masy dodajemy przesianą mąkę, proszek do pieczenia i szczyptę soli. Mieszamy dokładnie.

Olej rozgrzewamy do 175℃ - tak pisze autorka przepisu. Niestety nie mam termometru cukierniczego, więc dla wszystkich, którzy są w podobnej sytuacji podpowiedź: jak do oleju włożycie koniec drewnianej łyżki i wokół niej zaczną od razu gromadzić się bąbelki, możecie smażyć. Pilnujcie tylko, żeby Wam się tłuszcz za bardzo nie rozgrzał, bo się ciasto przysmaży, a środek będzie jeszcze pozostawiał wiele do życzenia.

Usmażone na złoto pączki, odkładamy na papier, żeby oddały nadmiar oleju i jeszcze ciepłe posypujemy cukrem pudrem lub obtaczamy w cynamonowej posypce (patrz: oryginalny przepis).

Są pyszne!

Smacznego :)