środa, 29 stycznia 2014

Kruche ciasteczka korzenne z miodem

Powstały z nagłej chęci słodkiej, prostej przekąski (ale takiej ewidentnie słodkie, nie banana np. :) ). Znalezione na blogu Moje Wypieki, urzekły mnie prostotą. Przerobiłam je na bezglutenowe. Alergikom proponuję jeszcze zamienić miód na syrop klonowy. Ja tego nie zrobiłam i muszę przyznać, że (poza przecudnym smako-zapachem miodu gryczanego) trochę mnie uczulają.

I jeszcze jedna ważna uwaga na start: naprawdę dobrze je schłodźcie przed wałkowaniem, bo sobie nie poradzicie z pieczątkami. Minimum godzinę!

No, to do dzieła :)



Kruche ciasteczka korzenne z miodem
(na jakieś 20 sztuk dość dużych ciastek)


125 g mąki ryżowej
125 g mąki kukurydzianej
90 g cukru pudru (dałam mniej - 75 g - i ciastka są bardzo słodkie)
2 łyżki płynnego miodu (użyłam gryczanego - super!)
125 g masła, zimnego
1 jajko kurze lub 4 przepiórcze
1 łyżka przyprawy do piernika (bezglutenowcy: czytajcie uważnie składy tych mieszanek - duża część z nich zawiera mąkę pszenną. Najbezpieczniej jest zrobić swoją przyprawę)

Wszystkie składniki siekamy na stolnicy, po czym zagniatamy szybko ciasto. Formujemy kulę, zawijamy w folię i do lodówki na min. 60 min. Można to oczywiście zrobić w malakserze. Ważne, żeby ciasto odpowiednio schłodzić.

Po upływie wspomnianej godziny, piekarnik nagrzewamy do 200℃, wyciągamy ciasto, wałkujemy na grubość 4 mm, wycinamy ciastka, przystawiamy pieczątki (albo i nie, jeśli nie mamy albo nie chcemy), układamy gotowe ciacha na papierze do pieczenia i pieczemy na złoto - ok 10-12 min.

Odstawiamy do ostygnięcia - gorące ciastka są bardzo miękkie i się rozpadają.


Tyle - proste, prawda?

Smacznego :)





niedziela, 26 stycznia 2014

Ciasteczka owsiane z bakaliami

To takie ciacha "Kochanie, mamy coś słodkiego do kawy?" / "zaraz coś wymyślę, daj mi 20 min" :) Szybciutkie, proste i bardzo smakowite!

Inspirację znalazłam tu, ale pozmianiałam to i owo pod kątem zawartości kuchennych szafek. Tym razem ciacha nie są bezglutenowe, ale spokojnie można je takimi zrobić, zamieniając mąkę owsianą - mąką kukurydzianą.

Bakalie też dałam inne, bo… bo akurat nie miałam tego, co proponuje autorka i też wyszły pyszne! Zachęcam do eksperymentów :)



Ciasteczka owsiane z bakaliami
(na jakieś 30 sztuk)

120 g masła, w temperaturze pokojowej
80 g mąki owsianej
80 g mąki ryżowej
1 łyżeczka proszku do pieczenia (użyłam bezglutenowego)
100 g drobnego cukru do wypieków
4 łyżki miodu lub syropu klonowego (użyłam syropu)
4 łyżki orzechów nerkowca, posiekanych
4 łyżki migdałów bez skórki, posiekanych (użyłam migdałów w płatkach)
4 łyżki suszonej żurawiny

Masło, mąki, proszek, cukier i miód/syrop zmiksować (krótko) w malakserze na gładkie ciasto. Oczywiście można to zrobić również tradycyjną metodą robienia kruchego ciasta (czyli przesiekać masło - zimne! z mąkami, cukrem i proszkiem, następnie dodać miód/syrop i zagnieść ciasto). Na koniec dodać bakalie. Zagnieść ciasto. Włożyć do lodówki na czas nagrzewania się piekarnika.

Piekarnik ustawiamy na 190℃. Formę wykładamy papierem do pieczenia. Z ciasta formujemy małe kulki, umieszczamy w odpowiedniej odległości od siebie (ciastka rosną!) i rozpłaszczamy dłonią. Pieczemy 10-12 min. Aż będą złote. Przed przełożeniem na talerz, studzimy - to konieczne, gorące ciasta się po prostu…rozpadną.

I gotowe!

Są pyszne :)

Smacznego!

środa, 1 stycznia 2014

Sernik szwarcwaldzki

Witajcie w Nowym Roku!

Dziś przepis znaleziony na blogu Doroty Świątkowskiej - Moje Wypieki. Sernik jest doskonały i nie wymaga pieczenia. Natomiast nie wytrzymuje długo bez lodówki. Wygląda na żywo lepiej, niż na zdjęciach :) Spróbujcie - nie będziecie żałować!

Uwaga: zrobiłam z podwójnej porcji sera i kremówki, bo miałam większą formę, niż ta przewidziana w oryginalnym przepisie.




Sernik szwarcwaldzki


Składniki na spód (na formę większą niż 21 cm, przydałoby się min. o 1/3 więcej składników):
150 g ciastek czekoladowych (*np. Oreo; w oryginalnym przepisie były te z nadzieniem czekoladowym, ja użyłam tych klasycznych)
40 g masła, w temperaturze pokojowej lub roztopionego

Składniki na masę serową (dałam wszystkiego 2 razy więcej):
200 g półtłustego twarogu sernikowego, zmielonego (użyłam mojej ulubionej Piątnicy)
200 g śmietany kremówki 36%, schłodzonej (użyłam 30%)
50 g cukru pudru
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii (użyłam ziaren z jednej laski wanilii)
15 g żelatyny w proszku
1/4 szklanki wody, wrzącej

Składniki na galaretkę:
2 galaretki wiśniowe
300 g wiśni świeżych lub mrożonych (użyłam mrożonych - o świeże teraz ciężko ;) )


SPÓD:
Ciastka i masło zmiksować w malakserze do otrzymania masy o konsystencji mokrego piasku. Cytuję tu autorkę, ale określenie to konsystencji jest moim zdaniem najbardziej trafne.

Formę (tortownicę - ja miałam taką o średnicy 23 cm; w oryginale było 21 cm) wyłożyć masą ciasteczkową, wyrównać i wstawić do lodówki na min. 30 minut.

MASA SEROWO-ŚMIETANOWA:
Wszystkie składniki, tak jak na klasyczny, pieczony sernik, powinny być w temperaturze pokojowej (poza wodą i kremówką).

Żelatynę dokładnie rozpuścić w wodzie, odstawić do lekkiego przestudzenia.

W misie miksera umieścić twaróg, cukier puder i wanilię (jeśli używacie ekstraktu dodajcie go do otrzymanej masy, a nie przed). Zmiksować do otrzymania gładkiej masy. Odłożyć dużą łyżkę masy i zmiksować z rozpuszczoną żelatyną. Dopiero tak przygotowaną żelatynę połączyć z resztą masy.

W drugim naczyniu ubić śmietanę kremówkę. Stopniowo dodawać do masy serowej z żelatyną i delikatnie wymieszać szpatułką lub łyżką. Zależy nam, żeby masa pozostała puszysta :)

Masę serową wyłożyć na schłodzony spód ciasteczkowy, wyrównać. Odłożyć do lodówki do całkowitego stężenia (najlepiej na noc).

Na następny dzień lub po całkowitym stężeniu masy serowej, rozmrozić wiśnie (jeśli używamy zamrożonych) i rozpuścić galaretki w 1/2 ilości wody, o której mowa w instrukcji, czyli 500 ml na 2 galaretki.Wystudzić je.

Część wiśni wyłożyć na wierzch schłodzonego sernika. Zalać częścią galaretki. Odłożyć do lodówki do stężenia. Następnie wyjąć z lodówki, wyłożyć kolejną warstwę wiśni, znowu wylać na nią niedużo galaretki. Po steżeniu wylać na wierzch resztę galaretki. /Dzięki temu wiśnie nie będą pływały przy wierzchu galaretki/.

Ja wyłożyłam od razu wszystkie wiśnie, ale galaretkę wlewałam porcjami i też się udało :)


Pozostawić na kilka godzin w lodówce. 
Ja bym jeszcze dopisała - raczej trzymać w lodówce, bo nie lubi upałów ;)


Smacznego!!

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Muffiny bananowe z jagodami goji, orzechami i czekoladą

Jeśli jeszcze ktoś tu zagląda czasem - muffinki nowe. Dostaliśmy pod choinkę jagody goji - małe to to, czerwone i smakuje…dymem, ale podobno zdrowe niezmiernie :) Zatem - sposób na ich "oswojenie". Muffinki - nic wyszukanego, ale smakowite są. Orzechy wspaniale chrupią, banany zapewniają wilgotność, a jagody… hmm, stanowią ciekawy akcent smakowo-kolorystyczny :) 
Spróbujcie, co Wam szkodzi!


Chciałam, żeby ostatni przepis w tym roku był jakiś przebojowy, ale wyszedł taki zwyczajny…

Niemniej jednak, ogromną dawkę dobrych życzeń na cały przyszły rok Wam ślę! 
Niech cały świat Wam pachnie i smakuje wyśmienicie :) 




Muffiny bananowe z jagodami goji, orzechami i czekoladą
(przepis oryginalny pochodzi stąd)


1,5 szklanki mąki kukurydzianej
0,5 szklanki mąki ryżowej
1 tabliczka gorzkiej czekolady, pokrojona/połamana drobno (dałam mniej, bo nie miałam tyle i też się udało)
ok. pół szklanki suszonych jagód goji
1/3 szklanki brązowego cukru
1 cukier z prawdziwą wanilią albo wanilinowy od biedy
1/2 szklanki oleju (dałam kokosowy, bo akurat tylko taki miałam)
pół szklanki posiekanych orzechów włoskich (w oryginale były orzechy macadamia, ale wolę włoskie)
1 szklanka mleka (u mnie ryżowe)
1 jajko kurze lub 4 przepiórcze
2 dojrzałe banany, rozgniecione widelcem
1 łyżeczka sody
1 łyżeczka proszku do pieczenia
szczypta soli 

Piekarnik nagrzewamy do 180℃. Formę do muffinów wykładamy papilotkami.

Filozofia z ciastem, jak przy muffinach, czyli brak filozofii ;) Suche (mąki, sodę, proszek, cukier, cukier z wanilią/wanilinowy, orzechy posiekane, czekoladę, jagody i szczyptę soli) składniki mieszamy w jednej misce, mokre (mleko, jajko, banany i olej) w drugiej. Mokre wlewamy do suchych i mieszamy łyżką do uzyskania stanu "w miarę równomiernie wymieszane". Przekładamy do formy wyłożonej papilotkami i pieczemy 25 min.

Ot i wszystko :)

Smacznego i duuuużo zdrowia!



poniedziałek, 7 października 2013

Torcik Gianduia

Przyznaję się bez bicia i tortur - to mój pierwszy tort w życiu! I co? I jestem z niego baaardzo zadowolona!! :) Jest PRZEpyszny!! Delikatne orzechowe ciasto i genialny, lekki mus z mlecznej czekolady. Idealne połączenie! Warto spędzić nad nim trochę czasu (szczególnie, jeśli oddziela się przepiórcze białka od żółtek ;) ). Naprawdę warto!
A i jubilat był bardzo zadowolony :)

Przepis wzięłam z Kwestii Smaku. Ogromne dzięki za niego!! Tym razem niczego poza jajkami nie przerabiałam, ale jestem pewna, że biszkopt wyszedłby równie dobry na mące kukurydzianej - next time, bezglutenowcy kochani :)

No, to do dzieła i... udanych wypieków :)




Torcik Gianduia czyli tort orzechowy z musem z mlecznej czekolady


Biszkopt:
5 dużych jajek kurzych lub 6 średnich (albo 25 przepiórczych. WAŻNE: jajka mają mieć temp. pokojową) - oddzielnie białka i żółtka
100 g szklanka cukru pudru
85 g mąki pszennej
3 płaskie łyżki naturalnego kakao (gorzkiego)
1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
65 g zmielonych orzechów laskowych*
40 g masła + do posmarowania boków tortownicy

Mus czekoladowy:
300 ml śmietanki kremówki 36% lub 30% (użyłam 30%)
300 g mlecznej czekolady

Polewa:
100 g mlecznej czekolady z orzechami laskowymi (użyłam czekolady Rittersport, ale równie dobrze nada się np. legendarna czekolada "z okienkiem" :) )
70 ml śmietany kremówki (30%)


*orzechy najpierw wysypujemy na suchą patelnie i prażymy, dopóki skórka nie zacznie pękać. Następnie się tej skórki pozbywamy, np. tak: ściereczkę składamy na pół, na jedną połówkę wysypujemy gorące orzechy, przykrywamy drugą i, pocierając, pozbywamy się skórki orzechowej. Gładkie orzeszki rozdrabniamy na mąkę (można w młynku do kawy), którą jeszcze przez chwilę prażymy na suchej patelni, żeby stała się bardziej sypka. UWAGA! Trzeba mieszać, bo mąka orzechowa lubi się przypalać. Studzimy, odmierzamy 65 g i odstawiamy.


No dobrze, a teraz ad rem...

Biszkopt:

1. Tortownicę o średnicy 22-24 cm rozpinamy, dno wykładamy papierem do pieczenia i zapinamy z powrotem tak, żeby papier wystawał na zewnątrz (prawie tak, jak się zapinało płótno do haftowania na tamborku... choć nie wiem, czy to komuś pomoże ;)). Boki tortownicy smarujemy masłem.

2. Mąkę przesiewamy dwukrotnie z kakao i proszkiem do pieczenia. Odstawiamy. Pamiętamy o przygotowanych orzechach.

3. Żółtka ucieramy z połową cukru pudru na jasną i puszystą masę (przychylam się do tego, co pisze autorka przepisu - min. 8 minut!). W drugiej misce ubijamy na sztywno białka, w połowie ubijania dodając powoli pozostały cukier puder, aż piana nie będzie błyszcząca (ale i sztywna!).

4. Masło roztapiamy i studzimy. 

5. Piekarnik nagrzewamy do 180℃.

6. Do ubitych żółtek dodajemy ostudzoną mąkę orzechową i miksujemy. Następnie dodajemy białka (w trzech partiach) i mieszamy delikatnie - sugeruję szpatułką. Proces "wmieszania" białek do masy przypomina trochę ten, który ma miejsce przy robieniu tiramisu - chodzi o to, żeby masa była lekka i puchata, a mikser to zniszczy. 

7. Na koniec dodajemy mąkę z proszkiem i kakao i również szpatułką mieszamy do połączenia się składników.

8. Masę wykładamy do tortownicy, wyrównujemy wierzch i pieczemy 27 minut. Po upływie tego czasu wyjmujemy, studzimy i kroimy na dwa lub trzy blaty (u mnie były 2).

Mus czekoladowy:
200 ml kremówki zagotowujemy i w gorącej roztapiamy 300 g czekolady mlecznej. Powstałą masę studzimy. Kiedy jest już zimna, ubijamy pozostałą kremówkę (100 ml) na sztywno i łączymy z masą. Sugeruję znów użyć szpatułki i mieszać delikatnie, żeby masa była puszysta. Jak już nam się to uda, wstawiamy do lodówki na jakieś 2 godziny.

Po upływie 2 godzin i wystudzeniu kremu, rozsmarowujemy/rozlewamy go na dolnym blacie (zamkniętym na powrót w tortownicy), przykrywamy górnym i wstawiamy do lodówki. U mnie stał całą noc.

Polewa:
Kremówkę zagotowujemy, rozpuszczamy w niej czekoladę. Jak trochę przestygnie, polewamy nią wierzch tortu i wstawiamy do lodówki na min. 30 min. przed podaniem.


Voilà!
Smacznego :)

czwartek, 3 października 2013

Tarta z orzechami włoskimi w karmelu

No dobrze, kochani, to jest po prostu czysta R O Z P U S T A!! Ostrzegam (żeby nie było).
Słodka niemiłosiernie, ale wciągająca, kusząca złocistością, chrupkością, a jednocześnie mięsistością orzechów... po prostu piękna!
Jednak, żeby być fair trzeba podkreślić, że nie jest to tarta dla osób na diecie (jak przeczytacie składniki, niechybnie sami zorientujecie się dlaczego), ani dla alergików (OGROMNA ilość orzechów może nie być najlepszym pomysłem dla "inaczej reagującego" ludka - mówię z doświadczenia). Natomiast gwarantuję, że jeśli nie zaliczacie się do żadnej z tych dwóch kategorii i lubicie słodkości - będziecie usatysfakcjonowani. Ba! Może nawet zachwyceni? :) Przekonajcie się.

Przepis znalazłam tu i przerobiłam na bezglutenowy.




Tarta z orzechami włoskimi w karmelu

Ciasto:
100 g zimnego masła
50 g cukru (tym razem użyłam zwykłego, białego)
szczypta soli
1 jajko kurze lub 3 przepiórcze
100 g mąki ryżowej
50 g mąki kukurydzianej*

*można też użyć 150 g zwykłej mąki pszennej (najlepiej krupczatki)

Syrop cukrowy:
250ml wody
400g cukru
1 łyżeczka soku z cytryny

Nadzienie:
100g gęstej, kwaśnej śmietany
400g obranych orzechów włoskich (tym razem im większe kawałki tym lepiej)
200g masła (użyłam jakichś 100 i wystarczyło)


Najpierw ciasto:
Mąkę połączyć z cukrem i solą, zimne masło pokroić w kostkę i przesiekać z suchymi składnikami. Następnie dodać jajko/jajka i szybko zagnieść ciasto. Zrobić kulę, zawinąć w folię i do lodówki na min. 2 godziny.

Jak już ciasto się schłodzi, robimy nadzienie.

Cukier łączymy z wodą i sokiem z cytryny w garnku o grubym dnie. Powoli podgrzewamy aż cukier się rozpuści. Mieszamy (będzie szybciej, a i cukier się nie przypali). Jak się zagotuje, zmniejszamy gaz i gotujemy bardzo wolno aż płyn się zredukuje znacznie i nabierze złotej barwy. Wtedy wrzucamy orzechy, śmietanę i masło. Mieszamy aż orzechy obklei masa, a masło się rozpuści.

I teraz tak:
Piekarnik nagrzewamy do 170℃. Ciasto (tę schłodzoną kulkę :) ) wyciągamy i rozwałkowujemy na placek o średnicy mniej więcej 30 cm. Wyklejamy nim formę do tarty (26 cm). Na ciasto wylewamy/wykładamy nadzienie**. Wstawiamy do piekarnika i pieczemy 35 min.

Studzimy i wstawiamy do lodówki na całą noc. Tak, tak, łasuchy - test na silną wolę :))

Rano wyciągamy i jemy... na śniadanie :D


Smacznego!!


**ja wyłożyłam nadzienie na surowe ciasto i generalnie masa to ciasto... wchłonęła ;) Chyba lepiej byłoby podpiec trochę spód przed "zalaniem" go masą.

czwartek, 19 września 2013

Zupa z dyni

Nie było mnie miesiąc. W międzyczasie nastała jesień... Lubię jesień, ale nie tę słotną, dżdżystą, płaczliwą, a złotą, szeleszczącą liśćmi, zachęcającą do kasztanowej twórczości i ciepło-słoneczną. I dziś, żeby przynieść trochę słońca, trochę ciepła i uśmiechu, proponuję zupę z dyni. Zupa jest banalnie prosta, szybka w przygotowaniu, a ma tam śliczny kolor, że... no warto. Naprawdę warto :)

(mam niejasne wrażenie, że kiedyś gdzieś ten przepis znalazłam, ale nie jestem pewna, czy w takiej akurat wersji, więc nie podaję źródła)




Słoneczna zupa z dyni

1 kg obranej i wydrążonej dyni (najlepiej hokkaido, którą można jeść ze skórką)
1 cebula
duża łyżka masła (albo nawet półtorej)
łyżka oliwy z oliwek
2 łyżeczki mielonego kminu rzymskiego 
2 łyżeczki mielonej kolendry
1,5 szklanki bulionu warzywnego
3 szklanki wody
sól i pieprz do smaku

opcjonalnie: kwaśna śmietana

do podania: prażone pestki dyni / grzanki / zielenina do posypania (natka pietruszki / szczypiorek)


Cebulę posiekać. W garnku rozgrzać oliwę z oliwek i masło. Na gorące wrzucić przyprawy (kmin i kolendrę) i chwilę przesmażyć (jakieś 10 sek.). Następnie dodać cebulę i smażyć na niewielkim ogniu przez jakieś 10 min. - do miękkości. Następnie dodać dynię pokrojoną w kostkę. Zalać wszystko bulionem i wodą. Gotować ok. 20-25 min. (aż dynia będzie miękka). Ostudzić troszkę i zmiksować wszystko na krem. 

Jeśli używamy śmietany - rozbełtać (nie wiem, czy jest takie oficjalne słowo :) ) ją z odrobiną zmiksowanej zupy i wymieszać. 

No i tyle :) Proste, prawda? A jakie smaczne! I ładne :)


Smacznego i... dobrej jesieni!