niedziela, 24 lipca 2011

Z krainy wyjątkowości

Dwa nakrycia, dwa kubeczki, dwie poduszki i szczoteczki... I uśmiech oczu na dzień dobry. Ciche szczęście.


Z miłości, DLA miłości, ludzie robią różne szalone rzeczy, spektakularne, wielkie, widowiskowe... Ogromne graffiti w najbardziej widocznym miejscu miasta, oświadczyny na billboardzie, "kocham cię" na gigantycznym stadionowym ekranie.

A czasem wystarczy po prostu być. Malutki gest, niespodzianka, pamięć codzienna. Bo kocha się codziennie, a nie od święta. I nie trzeba czekać na niezwykłą okazję, żeby zrobić coś szczególnego dla Kogoś Szczególnego. Bez zadęcia, spięcia, idealności. Naturalnie, prosto i z głębi serca.




Dziś ciasto idealne na słodką niespodziankę. Sypkie, ale i wilgotne, dzięki miodowi. Chrupiące migdały, stanowią miłe urozmaicenie. Ciasto jest BARDZO słodkie. Doskonale się komponuje z gorzką herbatą (np. Lady Grey Twinnings).

Ciasto miodowo-migdałowe

Ciasto:
150 g niesolonego masła + odrobina do natłuszczenia formy
115 g jasnego cukru muscovado (ja całam 50 g ciemnego muscovado i 65 g - brązowej demerary)*
175 g płynnego miodu
1 łyżka soku z cytryny
2 jajka kurze lub 8 przepiórczych
100 g mąki kukurydzianej
100 g mąki ryżowej**
czubata łyżeczka proszku do pieczenia
80 g migdałów bez skórki, posiekanych

Na wierch:
duża łyżka płynnego miodu do glazury
2 łyżki płatków migdałów do posypania

Piekarnik nagrzewamy do 180 st. C.

Masło, cukier, miód i sok z cytryny roztapiamy na malutkim ogniu (tylko do połączenia się składników - nie gotujemy!).

Jajka roztrzepujemy w miseczce. W drugiej łączymy mąkę z proszkiem i posiekanymi migdałami. 

Do roztopionej masy z garnuszka przelewamy jajka, mieszamy. Dodajemy mąki, proszek i migdały. Miksujemy chwileczkę, do uzyskania gładkiej masy.

Przelewamy do wysmarowanej masłem lub/i wyłożonej papierem do pieczenia formy (20 x 20 cm).

Pieczemy ok 35-40 min.
Ostudzone ciasto smarujemy ciepłym miodem i posypujemy płatkami migdałów.

Smacznego!!



*generalnie proponuję zmniejszyć ilość cukru o połowę, chyba, że lubicie naprawdę słodkie ciasta.
** lub 200 g mąki pszennej, np. tortowej 

wtorek, 12 lipca 2011

Chleb orkiszowy



Mam ostatnio zamęt muzyczny okrutny, stąd te ordynarne przerwy w uzupełnianiu bloga. Wybaczcie.

Dziś krótko i bez opowieści. Postanowiłam upiec chleb jakiś pyszny na drożdżach (bo zakwas jest dla mnie problematyczny przy nietolerancji na pszenicę i żyto). Szukałam, szukałam i znalazłam właściwą recepturę. Nawiasem mówiąc to był pierwszy wypiek z mojego nowego piekarnika :) Jak myślicie? To chyba niezła wróżba, prawda?

No, to zapraszam do obejrzenia i wypróbowania - przepis jest bardzo prosty, a chleb naprawdę 100% godny polecenia!

Chleb orkiszowy na drożdżach
(oryginalny przepis -> tu, zrobiłam z połowy porcji)

400 g mąki orkiszowej (ja miałam grubą - graham)
300 g ciepłej wody
1 łyżeczka soli
3/4 torebeczki suchych drożdży (czyli jakieś 5 g)
1 łyżka oliwy z oliwek
1/2 łyżeczki płynnego miodu
garść ziarna sezamu i siemienia lnianego

Mąkę, sól i drożdże mieszamy w misce. Na środku robimy dołek i wlewamy tam resztę - oliwę, miód i wodę. Wyrabiamy jakieś 5-10 min. Ja wyrabiałam mikserem z takimi mieszadłami do ciasta drożdżowego.
W tzw. międzyczasie można dosypać garść ziaren.

Gładkie, odchodzące od ścianek miski, ciasto przekładamy do foremki (keksówki) wysmarowanej oliwą/masłem i wysypanej mąką (orkiszową np.)/otrębami/bułką tartą. Odstawiamy w ciepłe miejsce do wyrośnięcia na godzinę - półtorej.

Jak urośnie - wstawiamy do nagrzanego do 200 st. C piekarnika. Pieczemy 40-50 min aż skórka zrobi się brązowa, a chleb, przy postukaniu w niego od spodu, będzie wydawał głuchy dźwięk :)

Zawinięty w ściereczkę, chleb przetrwa kilka dni.

Pychotka!

Smacznego!

poniedziałek, 4 lipca 2011

Baba ghanoush czyli przygoda z bakłażanem :)





Zepsułam kuchenkę. I to przez co? Przez...bakłażana! Żeby choć jakieś szlachetne ciasto, rogaliki, ciekawa ryba... a tu masz ci los! Przeciętny bakłażan! ;)
A jednak. Złośliwość losu.

Tak czy inaczej, z tego (Bogu ducha winnego) bakłażana powstało coś naprawdę smacznego - baba ghanoush - pasta z pieczonego bakłażana z tahini. Troszkę przypomina mi pastę, którą robiłam z kanapkowego tofu (takie, które konsystencją przypomina trochę fetę - tę polską, nie oryginalną grecką).
Pieczony bakłażan jest brzydki, a wyskrobane z niego wnętrze wygląda trochę, jak najokropniejsze owoce morza, a jednak warto ten etap przetrzymać, bo SMArowidło jest SMAkowite :)
Wygląda niepozornie, ale jest aksamitne i doskonałe z ogórkiem kiszonym. Polecam Wam ten eksperyment :)
(no i jak ktoś ma starą gazową kuchenkę, która już mu się znudziła - może spróbować ją wykończyć, nagrzewając do maksimum, żeby...upiec bakłażana ;) ).

Baba ghanoush
(oryginalny przepis: Whiteplate)


2 średnie bakłażany (lub jeden duży)
50 g tahini (jasnego)
sok z 1/2 cytryny
2 ząbki czosnku
pieprz i sól do smaku
odrobina oliwy z oliwek
w oryginalnym przepisie jest jeszcze natka pietruszki, ale ja jej nie miałam, więc nie dodałam

I teraz tak...
Piekarnik nagrzewamy do maksimum. U mnie to było 250 st. C (ostatnie w historii tej kuchenki ;) ).
Bakłażana kroimy na połówki, wnętrze smarujemy odrobiną oliwy i solimy. Układamy na blaszce (skórką do dołu rzecz jasna) i pieczemy, dopóki bakłażan nie zrobi się bardzo spieczony (wręcz czekoladowobrązowy). Wtedy wyciągamy i studzimy.
Wystudzone bakłażany wydrążamy (wnętrze jest mięciutkie), starannie omijając "spalone" fragmenty (są gorzkie) i oczywiście skórkę.

Miąższ odkładamy na sitko albo durszlak, żeby pozbyć się nadmiaru soku. Ja takie odsączone bakłażany wrzuciłam (razem z czosnkiem, tahini, sokiem z cytryną, odrobiną oliwy z oliwek, solą i pieprzem) do blendera i...zmasakrowałam :) Można też pociąć na malutkie kawałeczki.

Bardzo smaczne z orkiszową focaccią albo waflem ryżowym :)


Smacznego!!