środa, 12 grudnia 2012

Zupełnie nieskomplikowana, słonecznie żółta zupa z soczewicy

Jak w tytule - zupka prosta, jak drut, a rozgrzewająca wspaniale w te zimowe dni. I kolor ma wyśmienicie słoneczny! Pyszna z prażonymi pestkami dyni, z grzankami, z natką pietruszki albo sama. Nie trzeba jej miksować - na zdjęciu w wersji krem, ale równie dobra jest w wersji "widzę, co jem" :)
Poza tym to taka zupa na wyczyszczenie lodówki ;)

Polecam - załatwia obiady i kolacje/jedzonko do pracy dla dwóch osób na dwa dni. Wygodne.



Nieskomplikowana zupa z soczewicy

1 duża cebula
1 spora marchewka
2 pietruszki (średnie takie)
4 średnie ziemniaki
3 ząbki czosnku
1 szklanka pomarańczowej soczewicy (tak, to to samo, co czerwona)
1 łyżeczka kurkumy
bulion warzywny (domowy albo ewentualnie z kostki eko - bez glutaminianu sodu)
opcjonalnie: czubrica do smaku
4 liście laurowe
sól, pieprz
oliwa z oliwek (jakieś 3-4 łyżki - jak ktoś woli mniej, można mniej, tylko warzywka trzeba na czymś przesmażyć)
łyżka masła


Marchewkę i pietruszki ścieramy na tarce o grubych oczkach lub na słupki, jeśli mamy taką sprytną tarkę :)
Ziemniaki kroimy w drobną kosteczkę i gotujemy do miękkości w osolonej wodzie w oddzielnym garnku.
Cebulę siekamy drobno, czosnek przeciskamy przez praskę.

W garnku rozgrzewamy oliwę z oliwek z masłem. Na gorącą wrzucamy kurkumę. Smażymy kilka/kilkanaście sekund, dorzucamy cebulę z czosnkiem. Odrobinę solimy i czekamy aż się pięknie zeszkli. Następnie dodajemy warzywa (marchewkę i pietruszkę) i przesmażamy chwilę (2 min). Dorzucamy suchą soczewicę. Smażymy aż warzywa trochę zmiękną. Następnie zalewamy bulionem - trochę powyżej linii warzyw. Dodajemy liście laurowe. Gotujemy na małym ogniu aż warzywa i soczewica będą miękkie (niedługo - pomarańczowa soczewica gotuje się naprawdę szybko).
Z gotowej zupy wyławiamy liście laurowe, doprawiamy solą i pieprzem. Dorzucamy ziemniaki. I teraz możemy zupę zmiksować lub nie - jak wolicie.

Smacznego!

Przepis dołącza do akcji: TĘCZA SMAKÓW 2
...reprezentując kolor ŻÓŁTY oczywiście!

oraz do:

sobota, 8 grudnia 2012

Curry z indykiem, kukurydzą i mlekiem kokosowym

A dziś w menu... rozgrzewające curry z odrobioną cynamonu. Szczypta Orientu w środku zimy :) Pyszne i jakieś takie podnoszące na duchu (jak ktoś nie ma zwyczaju na duchu podupadać, też może spróbować ;) ). I kolor ma ładny, i smakuje dobrze, i konsystencję (dzięki mleku kokosowemu) ma kremowo-aksamitną. Polecam gorąco!
Przepis oryginalny pochodzi z Kwestii Smaku.



p.s. właśnie zdałam sobie sprawę z faktu, że to jedna z bardzo nielicznych propozycji mięsnych w Przystani. Chcecie więcej czy dotychczasowa "warzywność" jest ok?


Curry z indykiem, kukurydzą i mlekiem kokosowym

500 g piersi indyka lub kurczaka
3/4 szklanki kukurydzy z puszki (odsączonej)
2 świeże pomidory (ja dałam 1)
250 ml passaty
400 ml mleka kokosowego w puszce (=puszka, z reguły)
1 łyżeczka brązowego cukru
szczypta mielonego cynamonu (opcjonalnie)
2 łyżki oliwy z oliwek (do podsmażenia)

200 g (2 torebki) ryżu (do podania)

Jeśli lubicie na bardziej ostro - dodajcie świeże chilli, drobno posiekane. Ja nie lubię.

Marynata do indyka:

sól i pieprz
1/2 lub 1 łyżeczka ostrej papryki (ja dałam słodką)
1 łyżeczka kurkumy
1 łyżka drobno startego imbiru (dałam mielony - łyżeczkę - bo akurat świeży się skończył i też wyszło)
2 ząbki czosnku, drobno starte
1 łyżka oliwy

Piersi z indyka/kurczaka opłukać i oczyścić. Pokroić w kostkę, doprawić solą i pieprzem oraz natrzeć marynatą. Odstawić na godzinę (w temperaturze pokojowej) lub na całą noc do lodówki. Przed smażeniem ocieplić (jeśli włożyliśmy bestię do lodówki ;) ).

Pomidory sparzyć, obrać ze skórki, pokroić w kostkę.

W garnku (najlepiej o grubym dnie) rozgrzać oliwę z oliwek, wrzucić indyka/kurczaka i smażyć do zrumienienia z obu stron. Wlać passatę, posolić i gotować przez minutę. Następnie wlać mleko kokosowe, wsypać kukurydzę i cynamon. 
I teraz tak: curry gotujemy jakieś 20 min na dość dużym ogniu. Mięso ma się ugotować, a sos zredukować przynajmniej o połowę (spokojna głowa - stanie się tak - tylko nie zmniejszajcie płomienia/mocy). Można od czasu do czasu pomieszać. Do zmniejszonego o połowę, ale za to pięknie aksamitnego sosu, dodajemy teraz kosteczki pomidora i jeszcze przez 2 min., na dużym ogniu, gotujemy.

Podajemy z ryżem. Ja, przyznaję, posypałam trochę natką (bo bardzo lubimy), ale to może nieco zaburzać orientalność, więc to wersja dla chętnych lub/i wielbicieli polskiej zieleniny :)


Smacznego!

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Kremowa kalafiorowa

Uwielbiam zupy krem! Nie wiem, czy nie piszę tego za każdym razem, kiedy zamieszczam przepis na taką właśnie zupę, ale co tam.
Ta zupa jest aksamitna, kremowa, delikatna w smaku i niezastąpiona na chłodne jesienno-zimowe wieczory. Pyszna z grzankami (te z bezglutenowego chleba są chyba nawet smaczniejsze). No i do tego wszystkiego - banalnie prosta, jak większość zup-krem. Nic tylko gotować :)



Kremowa zupa z kalafiora

1 mały kalafior (500-600 g; umyty i podzielony na różyczki)
1 marchewka
1 pietruszka
1/4 selera (jeśli jest mały to 1/2)
1 por (tylko biała część; jeśli por jest mały, można dać dwa)
3 szklanki bulionu warzywnego (jeśli mamy domowy - wykorzystajmy go, jeśli nie - możemy użyć takiego z eko-kostki bez glutaminianu sodu)
3 łyżki oliwy z oliwek

sól, pieprz, gałka muszkatołowa (taka w kuleczce, do starcia)

opcjonalnie: kilka łyżek kwaśnej śmietany 18% -> zupa na zdjęciu nie ma śmietany

Warzywa (wszystkie poza marchewką) kroimy w mniejsze lub większe plasterki (por można pokroić cieniej, pietruszkę i seler w większe kawałki - i tak potem będziemy je miksować). Marchewkę wrzucamy w całości, bo jej miksować nie będziemy, żeby zupa nie straciła jasnego koloru, a łatwiej ją wyjąć całą, niż łowić kawałki. 

W garnku rozgrzewamy oliwę z oliwek, wrzucamy por. Smażymy chwilę aż zmięknie, dodajemy resztę warzyw. Przesmażamy. Zalewamy gorącym bulionem. Gotujemy do miękkości pod przykryciem i na małym ogniu. Jeśli 3 szklanki bulionu nie przykryją warzyw, możemy dolać więcej.
Pod koniec gotowania solimy i dodajemy odpowiednią, preferowaną przez nas lub rodzinę, ilość pieprzu. Następnie wyławiamy marchewę, studzimy chwilę, przelewamy do blendera (jeśli używamy stacjonarnego) i miksujemy na zupełnie gładko.
Zmiksowaną zupę doprawiamy świeżo startą gałką muszkatołową (i oczywiście solą i pieprzem, jeśli wcześniej wsypaliśmy ich za mało).

Jeśli mamy ochotę na wersję ze śmietaną, to teraz jest dobry czas na dodanie jej. Do kubeczka odlewamy trochę gorącej zupy. Łączymy ją z kilkoma łyżkami (zgodnie z uznaniem - ja lubię dużo:)) śmietany. Mieszamy tak długo, aż osiągnie konsystencję idealnie aksamitną (to się szybko dzieje) i łączymy z resztą zupy.

Podajemy z grzankami, groszkiem ptysiowym, posiekanym drobno szczypiorkiem lub prażoną dynią.


Smacznego!


Przepis dołączam do akcji:

niedziela, 2 grudnia 2012

Risotto z pieczonym kalafiorem i serem pleśniowym

Dawno, STRASZNIE dawno mnie tu nie było. Kajam się i o wybaczenie proszę :) No dobrze, tyle w ramach wyjaśnienia.

A dziś (i przez kilka następnych postów) będzie słów parę o konkretnym jedzeniu. Ponieważ wielkimi krokami zbliża się zima i lekkie, słodkie przekąski, desery, bite śmietany i owoce przechodzą do... hmm, rezerwy (co nie znaczy, że całkiem o nich zapomnimy:)), postanowiłam napisać kilka odcinków o tym, jak i czym się rozgrzać. Zatem, proszę Państwa, obiadowo i kolacyjnie, przedstawiam wytworne danie - idealne z kieliszkiem białego, wytrawnego wina (może być na romantyczną kolację przy świecach, a co! Zaszalejcie!) - risotto z pieczonym kalafiorem, serem Camembert i prażonymi płatkami migdałów! Rozpusta!

Inspirację, którą wykorzystałam dość... ściśle, znalazłam tu.



Risotto z pieczonym kalafiorem i serem pleśniowym

3 łyżki oliwy z oliwek
1 łyżka masła
1/2 kalafiora, same różyczki
3 szklanki wrzącego bulionu warzywnego
3 łyżki listków świeżego tymianku (ewentualnie 1 łyżeczka suszonego)
1/4 szklanki płatków migdałów, zrumienionych na patelni
3/4 szklanki suchego ryżu do risotto (arborio)
1/4 szklanki białego wina (u mnie wytrawne)
80 g sera Camembert

Piekarnik nagrzewamy do 200℃.
Na blaszce rozkładamy folię aluminiową, na niej układamy różyczki kalafiora, oprószone solą i pieprzem, skropione 1 łyżką oliwy z oliwek i posypane kawałeczkami zimnego masła. Wstawiamy do piekarnika i pieczemy 15 min.

Bulion zagotowujemy z tymiankiem (naprawdę polecam świeży!). Na suchej patelni prażymy płatki migdałów.

Na dużej patelni z grubym dnem (to ważne!) rozgrzewamy 2 łyżki oliwy z oliwek. Na rozgrzaną wrzucamy ryż i smażymy 30 sekund. Następnie wlewamy wino i znów smażymy 30 sekund - w tym czasie ryż wchłonie wino na pewno. Teraz zmniejszamy ogień (na mały) i wlewamy pół szklanki gorącego (niemal wrzącego!) bulionu i gotujemy do momentu, kiedy ryż nie zaabsorbuje go całkowicie (od czasu do czasu mieszamy). Czynność powtarzamy przez ok 18-20 min. aż ryż będzie ugotowany, ale nie rozgotowany! Może się zdarzyć, że nie wykorzystamy całego bulionu, więc niech to nie będzie naszym priorytetem ;)

Kiedy ryż już będzie gotowy, nie wyłączając ognia, dodajemy kalafior i pokrojony w niewielką kosteczkę ser. Mieszamy. Ser ma się pięknie rozpuścić (dużo mu nie trzeba). Podajemy gorące, posypane prażonymi płatkami migdałów.

Smacznego!!

poniedziałek, 15 października 2012

Florentynki



Jeśli miałabym prowadzić ranking przepisów na blogu, ten byłby na podium!!
Cudowne, delikatne, kruche ciasto i płatki migdałów z odrobiną skórki pomarańczowej zatopione w gęstym, lśniącym, miodowo-karmelowym złocie. A do tego jeszcze mus/dżem morelowy - równie złocisty i przywodzący na myśl letnie popołudnie. Te ciasteczka są po prostu WSPANIAŁE!!
I do tego wcale nie takie skomplikowane. Spróbujcie - zakochacie się!
Mieszkańcy Przystani florentynki pokochali :)

Szukałam informacji o ich pochodzeniu, ale niewiele znalazłam. Zdaje się jednak, że wbrew nazwie wcale nie są florenckim przysmakiem. Gdyby ktoś z Was wiedział więcej - podzielcie się.Bardzo chętnie dowiem się więcej.

Przepis znalazłam na Whiteplate. Zmodyfikowałam na bezglutenowy i uważam tę modyfikację za ulepszenie :) Naprawdę. Polecam poeksperymentować trochę z inną mąką.
 


Florentynki
(na blachę 40x35 cm)

Ciasto:
120 g mąki kukurydzianej
120 g mąki ryżowej*
160 g masła (zimnego)
75 g cukru pudru
2 żółtka kurze lub 6 jaj przepiórczych (całych)
1 łyżka śmietanki 30%
2 łyżki dżemu morelowego, podgrzanego i przetartego przez sitko lub musu morelowego (takiego, jak tu)
+ 2 dodatkowe łyżki do posmarowania ciasta (po upieczeniu)
*można zastąpić 240 g mąki pszennej (krupczatki najlepiej)

Mąki mieszkamy z cukrem, siekamy z masłem, dodajemy żółtka/jajka i śmietanę oraz dżem/mus i szybko zagniatamy ciasto. Lepimy kulę, zawijamy w folię aluminiową lub spożywczą i chowamy do lodówki na min. 30 min.
Po tym czasie piekarnik nagrzewamy do 170℃. Formę wykładamy papierem do pieczenia i wyklejamy ciastem (można je rozwałkować i przenieść na wałku lub rozwałkować między dwoma arkuszami papieru do pieczenia, zdjąć górny, a na dolnym przenieść do formy i już tam zostawić - ja tak robię :) ). Ciasto nakłuwamy widelcem w kilku miejscach (albo nawet kilkunastu) i pieczemy ok. 12 min. z termoobiegiem. Na złoto.
Wyciągamy, smarujemy dżemem morelowym. Odstawiamy. W międzyczasie lub po upieczeniu ciasta, przygotowujemy masę. Piekarnika nie wyłączamy!

Masa:
70 g masła
60 g cukru (ja dałam brązowy)
140 migdałów w płatkach
3 spore łyżki miodu
50 ml śmietanki 30%
łyżka posiekanej bardzo drobno kandyzowanej skórki pomarańczowej

W garnku o grubym dnie (to ważne!) roztapiamy masło. Następnie dodajemy resztę składników. Smażymy do ich całkowitego połączenia. Zmniejszamy gaz i smażymy jeszcze 5 min., od czasu do czasu mieszając. Gorącą masę rozsmarowujemy na cieście. Całość wstawiamy do piekarnika i pieczemy jeszcze 10 min. z termoobiegiem. Jeśli będzie się za bardzo przypiekać, wyłączcie termoobieg.

Wyciągamy, studzimy, kroimy na kwadraty lub w inne bardziej fantazyjne kształty, kiedy jest jeszcze ciepłe, bo potem się poskleja.

Uwaga: bardzo szybko znikają i są uzależniąjąco pyszne :)

Smacznego!!






Florentynki biorą udział w akcji:

poniedziałek, 8 października 2012

Ciasto czekoladowe z kardamonem i płatkami migdałów

Ciemna, gwieździsta noc, 22:30... Cisza i spokój, mruczący kot, ciepło pieca... Włączam piekarnik, w kąpieli wodnej roztapiam czekoladę i masło. Z lubością mieszam ten lśniący, płynny aksamit. Czuję się jak Juliette Binoche w "Czekoladzie". Z radia sączy się łagodny jazz... Delikatnie mieszam wszystkie składniki, przelewam cudownie gładką masę do formy, wstawiam do piekarnika, ciasto rośnie sobie powoli... Zbyt powoli zdaje się! O nie! Rośnie po bokach a na środku zostaje dołek! To niemożliwe. Przecież to ma być tort urodzinowy dla Kogoś-Bardzo-Bliskiego! Ogarnia mnie panika. Jest 23:45. Jeśli to  z a k a l e c, z niczym innym już nie zdążę! Ciasta są w 2 formach. Po północy wyciągam pierwsze i, nie zważając na to, jak jest gorące, rozkrawam szybko, żeby zobaczyć, czy w środku wszystko gra. Uff! Gra. A zapadnięty środek, który prawie przyprawił mnie o zawał serca był... no cóż - żartem losu ;) Nie może być nudno przecież.

To ciasto (oryginalny przepis tutaj) to aromatyczne, dość ciężkie i bardzo czekoladowe ciasto z delikatną nutką kardamonu i rewelacyjną polewą. Pyszne - szczególnie na drugi czy nawet trzeci dzień. Jeśli i dla Was czekolada jest lekiem na całe zło i królową deserowej elegancji - spróbujcie. Polecam!
Dodałam jeszcze konfiturę morelową i prażone płatki migdałów - świetnie się sprawdziły.

Zdjęcie jest wieczorne i jedno, bo... no cóż - ciasto znika szybko :)



Ciasto czekoladowe z kardamonem i płatkami migdałów
(na tortownicę o średnicy 25-26 cm lub dwie małe 15-16 cm)

Ciasto:
12 strączków zielonego kardamonu
200 ml mocnej kawy
200 g czekolady gorzkiej 70% (jeśli zależy Wam na bezglutenowości, użyjmy 60% gorzkiej czekolady Goplany)
200 g masła
3 jajka kurze lub 12 przepiórczych
80 ml kwaśnej śmietany (ja dałam maślankę, bo nie miała śmietany i też się udało)
300 g cukru pudru (najlepiej trzcinowego, ale spokojnie można zrobić z białym)
170 g mąki kukurydzianej
1 łyżeczka sody
30 g kakao
6 łyżek konfitury morelowej (albo więcej, jeśli wolicie grubszą warstwę)
4 łyżki płatków migdałów

Polewa:
200 g gorzkiej czekolady
50 g masła
1 łyżka syropu klonowego lub miodu


Piekarnik nagrzewamy do 160℃.
Formę/formy smarujemy masłem i, opcjonalnie, wysypujemy mąką lub bułką tartą.

Czekoladę i masło rozpuszczamy w kąpieli wodnej.

Kawę (ja użyłam mielonej) połączyć z utłuczonymi lekko, wyłuskanymi ziarenkami kardamonu i gotować na małym ogniu jakieś 10 min, aż do zredukowania płynu z 200 ml do 120 ml. Przelać przez sitko, odstawić.

Jajka ubić ze śmietaną/maślanką i cukrem. Następnie dodać masę czekoladową i kawę z kardamonem. Wymieszać. Na koniec dodać mąkę z sodą i kakao. Wymieszać łyżką albo mikserem na bardzo niskich obrotach.

Przelać do foremki, piec ok. 1 godziny - do suchego patyczka.

Ostudzić. Przekroić na dwie części (jak tort do przełożenia). Spód posmarować konfitura morelową, przykryć drugim kawałkiem. 

W międzyczasie zrobić polewę: wszystkie składniki roztopić w kąpieli wodnej.  

Ciasto posmarować polewą i posypać uprażonymi na suchej patelni płatkami migdałów.


Smacznego!


piątek, 28 września 2012

Sernik z dodatkiem dyni i glazurą pomarańczowo-imbirową

Mówiąc krótko: pyszny!

A trochę mniej lapidarnie: Jest aksamitny i kremowy, nie bardzo słodki, cynamonowa nutka zaskakuje, dyni zupełnie nie czuć, nadaje jedynie kolor (jeśli weźmiemy taką naprawdę pomarańczową dynię - moja była raczej żółta i to dość blado, więc kolor nie jest powalający) i delikatność. Poza tym zupełnie niesamowitym dla mnie odkryciem była pomarańcza z imbirem! Świetne zestawienie w tym kontekście, a jak jeszcze dołożycie trochę sosu toffee zaczyna być rollercoasterowo :)

Poza tym to chyba najprostszy sernik świata, w którym nie trzeba nawet przestrzegać kolejności dodawania składników - po prostu trzeba wszystko wymieszać ;) Jego wyjściowa konsystencja była dla mnie sporym zaskoczeniem - sernik jest... płynny. Zupełnie! Jak koktajl! A jednak się udaje.

Zrobiłam bez spodu, bo wolę, ale myślę, że akurat w tym przypadku lepiej byłoby ten spód dodać, bo sernik jest bardzo wilgotny i jak stoi dłużej poza lodówką nie ma w co... wsiąkać ;)
W każdym razie - moja modyfikacja spodu nie przewiduje, a i tak smakowało wszystkim.

Reasumując: polecam jako naprawdę udaną pozycję w menu :)
(oryginalny przepis z Kwestii Smaku)




Sernik z dodatkiem dyni i glazurą pomarańczowo-imbirową 
(proporcje na raczej dużą tortownicę - min. 26 cm)


Masa serowa:
1 i 1/2 szklanki musu z dyni*
1 kg sera na serniki zmielonego trzykrotnie (u mnie tradycyjnie Piątnica, ale możecie użyć dowolnego - Waszego ulubionego)
5 jajek kurzych lub 20 przepiórczych
1 i 1/2 szklanki słodzonego mleka skondensowanego
1/2 szklanki śmietanki kremówki (30%)
3 pełne łyżki mąki ziemniaczanej (ja dałam ryżową, bo akurat mi się skończyła ziemniaczana i też wyszło)
1/3 łyżeczki mielonego cynamonu
1 cukier wanilinowy (lub 2 łyżeczki ekstraktu z wanilii)

*jeśli nie mamy akurat pure z dyni, oto i sposób przygotowania: dynię obieramy, kroimy w drobną dość kostkę (będzie szybciej) i pieczemy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia w temperaturze 200℃ przez około 30 min. (w przypadku niewielkiej kostki) lub godzinę (w przypadku większej). Studzimy. Miksujemy w blenderze albo malakserze.


Wierzch:
200 g kwaśnej śmietany 18%
3 łyżki drobnego cukru

Glazura:
150 g konfitury pomarańczowej z imbirem (ja miałam taką, ale możecie też dodać trochę świeżego, startego imbiru do konfitury ze skórki pomarańczowej albo w ogóle go pominąć, jeśli nie lubicie - wg mnie warto, bo nadaje sernikowi takiej intrygującej nutki, ale presji nie ma!)
3 łyżki wody

Sos toffee (opcjonalnie):
szklanka śmietany kremówki (30%)
1/4 szklanki brązowego cukru
1/4 szklanki miodu
1/4 szklanki masła


UWAGA: Wszystkie składniki na sernik muszą mieć temperaturę pokojową, więc wyciągnijcie je rano, żeby zrobić to cudo np. po pracy :)

Piekarnik nagrzewamy do 175℃. Dół tortownicy wykładamy papierem do pieczenia i wypuszczamy papier na zewnątrz (uszczelni nam to formę). Boki smarujemy masłem (delikatnie). Jeśli nie jesteśmy pewni szczelności naszej tortownicy, możemy ją jeszcze dodatkowo owinąć z zewnątrz folią aluminiową (jak do kąpieli wodnej).

Wszystkie składniki na masę mieszamy łyżką lub miksujemy. Kolejność dodawania składników nie ma znaczenia. Jeśli używamy miksera - ustawmy na wolne obroty, żeby masa się jednak nie napowietrzała nadmiernie.

Przelewamy do formy i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 175℃ na 15 min. Po tym czasie zmniejszamy temperaturę do 120℃ i pieczemy półtorej godziny. Pod koniec pieczenia przygotowujemy polewę z kwaśnej śmietany, mieszając ją z cukrem na gładką, aksamitną masę. Po upływie wyznaczonego czasu, wyciągamy sernik, polewamy przygotowaną masą i wstawiamy z powrotem do piekarnika na 15 min.

Studzimy w chłodnym miejscu, następnie odpinamy obręcz i bez przykrycia wstawiamy do lodówki na całą noc (lub 24 godziny - im dłużej, tym lepiej - sernik będzie bardziej zwięzły).

Ja glazurę zrobiłam następnego dnia. 

Konfiturę mieszamy z wodą, zagotowujemy - rozsmarowujemy na serniku, wstawiamy do lodówki.

Sos toffee: wszystkie składniki łączymy i mieszając, zagotowujemy. Zmniejszamy gaz i gotujemy 15 min. aż sos zredukuje się o połowę. Jak wystygnie, zgęstnieje jeszcze bardziej. 

No i tyle :)

Wiem, że wygląda dość skomplikowanie, ale nie jest. I się udaje!



Smacznego :) 

poniedziałek, 24 września 2012

Jesienne ciasto z jabłkami i migdałami


Jesień nadeszła. Piękna, słoneczna, kolorowa jesień. Czasem kapryśna i deszczowa, ale i pełna nasyconych barw, dojrzałych aromatów... Lubię jesień. Uwielbiam szeleszczące liście, suszące się w kuchni orzechy, wiszące pod sufitem łańcuchy pachnących grzybów, rozgrzewającą kawę z miodem i kardamonem, mgliste poranki, łagodne ciepło dogasającego lata...

Dzisiejsza propozycja, to rodzaj sypkiej, hmmm, szarlotki. Przepis znalazłam na Moich Wypiekach, ale przyznaję, że trochę go zmodyfikowałam. Ciasto, które powstało jest... śliczne i jesienne właśnie :) I pięknie, choć delikatnie, pachnie cynamonem i jabłkami. Idealne do czarnej herbaty!
I nawet nieźle wytrzymuje presję czasu :) - było świeże przez kilka dni. Polecam.



p.s. w oryginalnym przepisie, jabłka zapadają się w ciasto - u mnie pozostały na wierzchu, bo:
a) ciasto było dość gęste,
b) jabłek było dużo,
c) piekłam je w tortownicy, a nie w prostokątnej, szerokiej formie.

Oczywiście powyższe kombinacje i zmiany ciastu nie zaszkodziły zupełnie. Sprawiły raczej, że wygląda ono niego inaczej - powiedziałabym nawet, że ciekawiej :) Jest jakieś takie eleganckie. I jeszcze zmieniłam orzechy włoskie na migdały, bo akurat taki zestaw miałam pod ręką. Więcej grzechów nie pamiętam :) Zapraszam do lektury i prób!



Jesienne ciasto z jabłkami i migdałami

1 szklanka mąki ziemniaczanej
1 szklanka mąki kukurydzianej
1 łyżeczka proszku do pieczenia (bezglutenowego, jeśli to dla Was ważne)
5 jajek kurzych lub 18 przepiórczych (o temperaturze pokojowej!)
3/4 szklanki cukru (tym razem dałam biały)
250 g masła (roztopionego)
550 g jabłek (najlepiej takich jesiennych, kruchych, żeby nie miały zbyt dużo soku)
duża garść migdałów
1 łyżeczka cynamonu

opcjonalnie: cukier puder do posypania

Piekarnik nagrzewamy do 200℃. Tortownicę (o średnicy ok. 24 cm) smarujemy masłem i możemy wysypać mąką (ale nie musimy).

Mąki wymieszać z proszkiem i cynamonem.

Jabłka obrać, pokroić w kostkę (nie musi być mała!). Można skropić je sokiem z cytryny, żeby nie ciemniały. Migdały posiekać (ale również nie bardzo drobno) i uprażyć na suchej patelni.

Do misy miksera wbić jajka (w całości) i ubić je na najwyższych obrotach na lekką, puszystą pianę. Stopniowo, nie zmniejszając obrotów miksera, dodawać cukier - uzyskamy gęstą, błyszczącą masę/pianę. Następnie stopniowo dodajemy mąki. Mieszamy do połączenia się składników. Na końcu wmiksowujemy roztopione masło (ostrożnie, bo trochę chlapie).

Ciasto przelewamy do formy, na wierzch wysypujemy jabłka i migdały. Pieczemy 45 min. Nie przejmujcie się, jak Wam się jabłka troszkę za bardzo przyrumienią, ale jeśli nie lubicie - przyjkryjcie wierzch folią aluminiową. Pieczemy do suchego patyczka.


Smacznego!

środa, 19 września 2012

Ciasto bananowe z makiem

Mnie się to ciasto kojarzy z dzieciństwem. To taka niezobowiązująca, dość sypka ucierana babka. Poza tym lubię mak. Pamiętam, jak rewelacyjne ciasto z makiem (podobne, choć zdecydowanie bardziej wilgotne - obiecuję wstawić przepis) robiła moja Babcia. W zasadzie robi je nadal i nadal jest tak samo pyszne, ale u mnie to funkcjonuje w kategorii jasnego wspomnienia :)
Tak czy inaczej - to ciasto z gatunku: na szybko, bo goście mają przyjechać na półtorej godziny ;) Sprawdza się. Trzeba się tylko upewnić czy macie mak, bo reszta składników bardzo często po prostu jest.

Przepis znalazłam na Moich Wypiekach. Przerobiłam na bezglutenowe i samowolnie dodałam jeszcze aromat rumowy (bo mi pasuje to tych ucieranych ciast po prostu). Można dodawać lub nie, ale podpowiem cichutko, że sprawdza się również arakowy :)



Ciasto bananowe z makiem

245 g mąki kukurydzianej (lub pszennej, jeśli nie zależy Wam na bezglutenowości)
1,5 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody oczyszczonej
1/2 łyżeczki cynamonu
1/4 łyżeczki soli
3 łyżki suchego maku
170 g bananów (ja dałam 2 małe banany)
90 ml maślanki lub zsiadłego mleka (u mnie maślanka)
113 g miękkiego masła
150 g brązowego cukru
2 duże jajka kurze lub 8 przepiórczych

kilka kropli aromatu rumowego lub arakowego (opcjonalnie)


Piekarnik nagrzewamy do 180℃. Formę do babki smarujemy masłem i oprószamy mąką (nie trzeba).

Mąkę, proszek, sodę, sól, cynamon i mak mieszamy i odstawiamy.

Banany miksujemy lub ugniatamy na puree i mieszamy z maślanką. Odstawiamy.

Masło ucieramy/miksujemy na gładką, jasną, puszystą masę. Nie przerywając miksowania, dodajemy cukier, a następnie jajka (po jednym kurzym lub po dwa-trzy w przypadku przepiórczych). Po każdym jajku dokładnie miksujemy, zanim wrzucimy następne.
Następnie dodajemy masę bananowo-maślankową. Mieszamy na wolnych obrotach. Na koniec, porcjami dodajemy sypkie składniki (mąkę z dodatkami). Mieszamy krótko - tylko do połączenia się składników.

Ciasto przekładamy do formy, troszkę wyrównujemy i wstawiamy do nagrzanego piekarnika. Pieczemy 35-40 min., do suchego patyczka.

Chwilę studzimy w formie, potem na kratce.

Wystudzone ciasto posypujemy cukrem pudrem lub lukrujemy (Dorota podaje przepis na niezły lukier cytrynowy - można się dać zainspirować :) ).


Smacznego!

wtorek, 18 września 2012

Pulao czyli pochwała prostoty po indyjsku

Ja wiem, że nie wygląda tak bardzo widowiskowo na zdjęciu, ale w rzeczywistości jest kolorowy, ślicznie wygląda jako dodatek albo nawet i główne danie (ja lubię). Można go posypać pestkami uprażonymi albo pinią, albo nerkowcami dodatkowymi, albo zieleniną (jaką kto lubi).

Przepis jest prościuteńki, zaczerpnięty z kuchni krysznaickiej. Danie doskonałe na posprzątanie lodówki ;) Jedyne, co naprawdę powinno tam być to kurkuma, nerkowce, papryka i ryż. Reszta jest improwizowana. Moja dzisiejsza wersja jest taka troszkę bardziej jesienna i sycąca, bo z pomarańczową soczewicą, ale jeśli wolicie lżej, spokojnie soczewicę można pominąć.

A zatem... zapraszam do krainy prostych przyjemności obiadowych :)



Pulao
(porcja na 4 osoby - tak sądzę)

1 papryka
1/2 szklanki orzechów nerkowca (pokrojonych)
1 szklanka ryżu (najlepiej basmati, ale ze zwykłym białym też wychodzi, tylko nie jest takie sypkie)
1/2 szklanki mrożonego groszku
1/3 szklanki suchej pomarańczowej soczewicy (nie trzeba jej dodawać)
2 łyżki masła
1 łyżeczka kurkumy
2 szklanki wody
1 łyżeczka soli

opcjonalnie dowolne dodatki: kiełki bambusa, kukurydzę w puszce, itp.

Paprykę kroimy w kostkę. Na patelni o grubym dnie (!) roztapiamy masło. Na rozgrzany tłuszcz wrzucamy kurkumę. Smażymy kilka sekund na średnim ogniu, po czym dodajemy orzechy. Smażymy (mieszając) ok. minuty. Dodajemy paprykę. Smażymy jakieś 3 minuty. Na koniec wrzucamy suchy ryż i soczewicę (jeśli zdecydowaliśmy się ją dodać) i również smażymy. Mieszamy przy tym bezustannie, żeby nam się nie przypaliło. Jak ryż zrobi się taki trochę przezroczysty (kilka min.), zalewamy do dwiema szklankami. Uwaga! Patelnia jest gorąca, więc woda może trochę syczeć, chlapać i bulgotać - nie wystraszcie się, szybko jej przechodzi ;)
Jak się woda trochę uspokoi, dorzucamy mrożony groszek i sól.
Doprowadzamy do wrzenia, zmniejszamy gaz (na mały), przykrywamy i gotujemy ok. 10 min. Ważne, żeby ryż wchłonął wodę.
Jeśli mamy jakiś dodatek z puszki, dorzucamy go już do gotowego ryżu.

Smacznego!

niedziela, 2 września 2012

Koniec lata

W dali czuć już zapach ognisk, powoli spadają pierwsze liście, deszczowość wciska się w każdą szparę w oknie czy pod drzwiami. Powoli trzeba będzie zacząć gromadzić opał na zimę. Piec wróci do łask. Wieczory są coraz dłuższe, a maliny nieubłaganie się kończą. Niedługo na ich miejsce przyjdą orzechy. A jednak ta końcówka lata ma swoje uroki, bogactwa. Kalafiory w kolorze szlachetnej kości słoniowej, butelkowozielone panny cukiniowe, lściąco-kuszące bakłażany, piękne, mięsiste, aromatyczne śliwki, jabłka w niemal dowolnej odmianie, już powoli orzechy, grzyby przyniesione prosto z lasu i pachnące na sznurkach w kuchni... Lubię jesień.

Dziś taki wpis bez przepisu.

Dobrego początku jesieni, Kochani!


Najlepszy mus morelowy pod słońcem

Moja mama jest czarodziejką, jeśli chodzi o ten mus. To po prostu arcydzieło! Sztuka prostoty przez wielkie SZ!

Jest cudownie smaczny, słodko-nieuchwytnie-cierpkawy i ma tak piękny kolor, że odegna każdą depresję czy kiepski humor.
Warto zainwestować chwilę w gotowanie i przecieranie przez sito, żeby uzyskać ten boski mus-na-całe-zło :)


Na zdjęciu: z białym serem - jedna z moich ulubionych opcji podania :)


Mus morelowy mojej Mamy (najlepszy!):


1 kg moreli (dojrzałych, słodkich)
1/2 szklanki cukru

garnek z w miarę grubym dnem

Morele myjemy, przekrawamy na pół, wywalamy pestki, wrzucamy do garnka wraz z cukrem i gotujemy na małym ogniu. Od momentu, kiedy morele puszczą sok, gotujemy jeszcze ok. 30 min, żeby trochę zgęstniało. Następnie małymi porcjami przelewamy na gęste sitko i przecieramy (np. drewnianą kulą). Gorący mus przelewamy do słoiczków i pasteryzujemy.


I tyle.

Smacznego!!

niedziela, 26 sierpnia 2012

Leczo z bakłażanem

Korzystając z sezonu, kupiłam 2 bakłażany, 6 papryk, kilka pomidorów i cebul. Spojrzałam i stwierdziłam, że na pierwszy ogień pójdzie... leczo. To jedna z moich ulubionych potraw z gatunku: jednogarnkowo, szybko, zdrowo, lekko i pysznie :)

Przepis nie jest odkrywczy, ale, gdyby ktoś zapomniał, jak zrobić leczo - będzie mógł sobie szybko przypomnieć.


Leczo z bakłażanem

1 bakłażan (średni)
3 papryki
4 średnie pomidory malinowe
1 cebula
3-4 ząbki czosnku
1 łyżeczka mielonej kolendry
1 łyżeczka suszonej czubricy
sól, pieprz (do smaku)
oliwa z oliwek

Bakłażanowi obciąć należy obie końcówki i pokroić w średniej wielkości kostkę. Wrzucić na jakieś sitko, posolić, przykryć (wystarczy ściereczką) i zostawić w zlewie na jakieś 30 min. Puści sok i tym sposobem pozbędziemy się, dominującej w tym warzywie, goryczki. Można te kosteczki jeszcze odcisnąć dodatkowo.

Paprykę kroimy w kostkę, cebulę siekamy dość drobno (ale nie jakoś szalenie misternie!), czosnek przeciskamy przez praskę, a pomidory parzymy i zdejmujemy skórkę (po czym kroimy również w kostkę).

Na patelni rozgrzewamy 2-3 łyżki oliwy z oliwek. Na gorącą wsypujemy kolendrę. Smażymy chwilę, a następnie wrzucamy cebulę i czosnek. Solimy, żeby nam się zeszkliły, a nie spaliły. Potem dorzucamy resztę warzyw + czubricę. Mieszamy. Troszkę jeszcze solimy (ale niekoniecznie, można to też zrobić na końcu). Przykrywamy. Dusimy do miękkości (trzeba patrzeć, bo czas zależy od garnka) na średnim ogniu.
Na koniec dosmaczamy solą i pieprzem - ile kto lubi.

Podajemy z ryżem, kaszą gryczaną (wersja ze zdjęcia) lub pieczywem. Albo solo :)

Smacznego!

czwartek, 23 sierpnia 2012

Mango lassi

NIEZASTĄPIONE na kiepski humor!! Ale nie tylko - cudownie znaleźć je rano w lodówce na pyszne, lekkie śniadanko :)

Aksamitne, rozkosznie słodkie, przywodzące na myśl dalekie, orientalne kraje, kultury, budzące wspomnienia. Cudowne! Musicie tego spróbować!

Przepis żywcem zabrany z Kwestii Smaku.





Mango lassi
(dla 2 osób albo jednej w bardzo kiepskim humorze i... na dodatek głodnej:) )

1 dojrzałe mango (może być bardzo)
1 szklanka jogurtu greckiego
1/2 szklanki chłodnej wody
1 łyżka miodu (jeśli macie mało słodkie mango można dodać więcej lub, jak zaznacza autorka - 1 łyżkę cukru)
szczypta mielonego kardamonu (doskonałe zarówno z, jak i bez)


Mango obieramy, okrawamy miąższ z pestki. Pestkę wyrzucamy, resztą wrzucamy do blendera razem z jogurtem, miodem i wodą. Miksujemy na gładką masę. Ma mieć konsystencję koktajlu.

Propozycja podania: spokojnie można zjeść z płatkami (zamiast mleka), np. gryczanymi (bezglutenowcy, ale glutenowcy też mogą) :)


Smacznego!!

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Ciężkie ciasto migdałowe z pomarańczą

Słońce wyszło zza chmur, znów zrobiło się lato, mój rower zyskał nowe elementy (lampkę, licznik, zapięcie), a ogród w końcu poddał się mojej władczej koncepcji zagospodarowania terenów zielonych. Cudownie! I jeszcze na dodatek, zapowiedzieli się bardzo mili i dawno-nie-widziani goście :)


Przepis na ciasto migdałowe znalazłam już wcześniej (na Kwestii Smaku), ale zepsuł mi się młynek i nie miałam jak zrobić mąki migdałowej. W końcu kupiłam nowy i oto i ono (w sensie: przepis, nie młynek). 

Z początku wydawało mi się, że... nie wyszło, że się zapadło, zrobił się zakalec i w ogóle się nie udało, więc dla gości zrobiłam muffiny bananowe z białą czekoladą i owocami (skądinąd bardzo smaczne wyszły, tym razem z borówkami amerykańskimi). A jednak, dziś, jak trochę poleżało, jest jakieś lepsze, choć nadal uważam, że jest ciężkie. I bardzo maślane.

Niemniej jednak, jak chcecie, próbujcie - kto nie próbuje, ten nie ma ;)


I przy okazji Was pozdrawiam wszystkich ciepło!




Ciasto migdałowe z pomarańczą

50 g mąki ryżowej
250 g mąki migdałowej albo zmielonych migdałów (bez skórki!)
200 g cukru (u mnie brązowy, a poza tym następnym razem dam max. 150 g, ciasto jest BARDZO słodkie)
250 g miękkiego masła
1 łyżka startej skórki z pomarańczy
4 jajka kurze lub 16 przepiórczych
1/3 łyżeczki proszku do pieczenia
szczypta soli

Piekarnik nagrzewamy do 180℃.

Tortownicę o średnicy 21-23 cm smarujemy masłem i wykładamy papierem do pieczenia.

Mąkę mieszamy z mielonymi migdałami, proszkiem do pieczenia, solą i cukrem. 

Masło ubijamy/miksujemy ze skórką pomarańczową - ok. 1 min albo trochę dłużej. Dodajemy po jednym jajku (lub po 4 przepiórcze) i dokładnie miksujemy (ok. 3 min po każdym jajku). Do gładkiej masy dodajemy połowę suchych składników, mieszamy. Jak się wymiesza, dodajemy drugie pół.

Ciasto przekładamy do formy, wygładzamy wierzch i pieczemy 45 min. Wyciągamy, studzimy w formie (!). 

Smacznego!


p.s. Asia z Kwestii Smaku proponuje tam jeszcze polewę z białej czekolady, ale dla mnie to ciasto było tak słodkie, że polewa już nie przeszła. 

środa, 15 sierpnia 2012

Śniadaniowy placek z cukinią

Taka wariacja na temat cukinii, znaleziona tutaj. Bardzo dobra, sycąca i wegańska. Szybko się robi i stanowi naprawdę ciekawą alternatywę dla kanapek czy jajecznicy. To coś pomiędzy frittatą a pancake'iem. Problematyczne (odrobinę) jest jedynie przewracanie placka na drugą stronę, ale wierzę, że i z tym sobie poradzicie!

Ja jadłam z kwaśną śmietaną (bo mi nie zależało bardzo na utrzymaniu wegańskości dania), ale jeśli ktoś nie uskutecznia takich produktów, można równie dobrze zjeść samo albo z sałatką, albo z sosem jakimś lekkim czy passatą.

Polecam!





Śniadaniowy placek z cukinii

50 g mąki z ciecierzycy (w sumie ta mąką jest istotna, więc dobrze jej niczym nie zastępować)
20 g mąki kukurydzianej lub pszennej
1 szklanka startej cukinii
125 ml mleka roślinnego (sojowego) lub zwykłego (jeśli możecie)
3/4 łyżeczki soli
1/2 łyżeczki pieprzu (jak ktoś nie lubi ostrego smaku, dajcie mniej, ale świeżo zmielonego)
2 łyżki oliwy z oliwek

Patelnia o średnicy 15-17 cm.

Mąki mieszamy z solą i pieprzem. Dodajemy mleko i 1 łyżkę oliwy z oliwek, mieszamy trzepaczką. Na koniec wrzucamy cukinię. Mieszamy łyżką.

Na patelni rozgrzewamy łyżkę (albo troszkę mniej) oliwy. Na gorącą wlewamy ciasto. Smażymy kilka minut, co jakiś czas odsuwając delikatnie brzegi placka od patelni. Jak nam się spód zrumieni (można podejrzeć sprytnie), a góra trochę zetnie (wiadomo, że inaczej, niż przy wykorzystaniu jajek), łagodnie zsuwamy placek na talerz lub naprawdę dużą, okrągłą szpatułkę do naleśników i przewracamy. Można też zrobić tak, jak w przypadku frittaty (patelnię przykrywamy talerzem, odwracamy, a potem delikatnie zsuwamy placek z powrotem na patelnię nieprzysmażoną stroną), ale nie wiem, czy to się uda, bo ten wierzch nie jest aż tak ścięty. Poza tym - jak Wam się rozwali, to też się nie przejmujcie - będzie smakował tak samo dobrze :)

Tam czy inaczej, jak już uda Wam się go przewrócić, smażymy jeszcze kilka minut tę drugą stronę i...pałaszujemy :)

Podane proporcje to jeden placek, ale moim zdaniem spokojnie starczy na 2 osoby (takie, które nie lubią się przejadać :) ).


Smacznego!

niedziela, 12 sierpnia 2012

Chleb bezglutenowy

Tak! Udało mi się w końcu upiec chleb, który smakuje całkiem nieźle! I ma chrupiącą skórkę! Naprawdę - bezglutenowcy-mieszkający-daleko-od-beglutenowych-piekarni: jest nadzieja ;)
Owszem, przyznaję, nie wiem jeszcze co zrobić, żeby ten chlebek dłużej był świeży czyli nie sechł tak szybko (nawet zawinięty w folię). Obiecuję jednak, że jak tylko to odkryję - doniosę. A może Wy macie jakąś metodę?

Chleb smakuje trochę, jak drożdżowa bułka pszenna. Jest naprawdę smaczny, a w dniu upieczenia - rewelacyjnie chrupie! Wytrzymuje jakieś 3 dni - potem (albo nawet i w trzecim dniu) najlepiej sprawdzi się jako grzanka :)

Szczerze powiedziawszy zasługa moja jest żadna, bo kluczową rzeczą tutaj jest mąka. Wykorzystałam chlebową mieszankę niemieckiej Dr Schär (mix B mieszanka do wypieku pieczywa bezglutenowa).
Jest super! Najlepsza z tych, które do tej pory wypróbowałam. Polecam!

Chleb upieczony zgodnie z instrukcją na opakowaniu.





Chleb bezglutenowy

500 g mieszanki do wypieku pieczywa bezglutenowego Dr Schär (mix B)
10 g suchych drożdży (1,5 opakowania)
500 g ciepłej wody
2 łyżeczki oliwy z oliwek
1 łyżeczka soli

Foremka do chleba (keksówka po prostu) 25 x 11 cm


Mąkę mieszamy z solą i drożdżami. Powoli dolewamy ciepłą wodę. Mieszamy. Można użyć haka do
ciasta drożdżowego. Jak się połączy z wodą, dodać oliwę z oliwek i wyrabiać 4-5 min, jeśli używamy haka lub 8-10, jeśli wyrabiamy ręcznie.

Po tym czasie przykrywamy naczynie, w którym wyrabialiśmy ciasto folią spożywczą i odstawiamy na 30 min w ciepłe miejsce, żeby sobie wyrosło. Naprawdę wyrasta i to cudowne jest, bo bezglutki tak nie rosną, jak normalne mąki (z reguły) :)

W międzyczasie nagrzewamy piekarnik do 200℃, a foremkę smarujemy oliwą z oliwek.

Wyrośnięte ciasto przekładamy do formy, wierzch smarujemy białkiem lub oliwą z oliwek i pieczemy 50 min. W trakcie pieczenia nie otwieramy piekarnika.

Studzimy na kratce.

Naprawdę ma chrupiącą skórkę, a możliwość zjedzenia kanapek na śniadanie jest...bezcenna :)


Smacznego!






środa, 8 sierpnia 2012

Ciasto z cukinią, białą czekoladą i suszoną żurawiną

To ciacho to eksperyment, ale na tyle udany, że postanowiłam się podzielić. Bezglutenowe i bez jajek, ale nikomu o tym nie mówiłam i wszystkim bardzo smakowało :) (Do bezglutenowości już się mniej więcej przyzwyczaili, ale bez jajek? Ciasto?). Tak czy inaczej - ciasto jest naprawdę smaczne. Wilgotne, delikatne, z niespodziankami z białej czekolady i żurawiny, nie zbyt słodkie. Po prostu warte polecenia :) I nie bójcie się cukinii! (O ile się wystraszyliście choć przez chwilę). Ona jest bardzo neutralna i ciastu nadaje właściwie tylko wilgotności. Inspiracją główną było ciasto z Garnkofilii, ale zmieniłam je dość mocno, więc przytaczam dla porządku, gdyby ktoś chciał tam zerknąć i żeby nie było, że sobie coś przywłaszczam - naprawdę jestem od tego daleka, szanuję pracę innych.

No, Kochani, kto nie eksperymetuje, ten... omija okazję do zjedzenia czegoś pysznego :)





Ciasto z cukinią, białą czekoladą i suszoną żurawiną
(na blachę 20x20 cm lub keksówkę 21x10 cm)

Ciasto:
1 szklanka mąki kukurydzianej
1 szklanka mąki orzechowej
1/2 szklanki mleka sojowego naturalnego (albo normalnego mleka, jak ktoś może lub/i woli)
1/2 szklanki stopionego masła (można zastąpić oliwą z oliwek)
2 łyżki karobu*
2 łyżki posiekanych orzechów włoskich (czubate łyżki; można więcej oczywiście)
2 łyżki suszonej żurawiny
50 g białej czekolady (posiekanej)
2 łyżki miodu (u mnie to był taki "stały" miód, więc więcej się zmieściło na tej łyżce - jeśli macie bardziej płynny, dajcie trochę więcej)
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1 łyżka octu jabłkowego lub soku z cytryny
1/2 łyżeczki cynamonu
1 niewielka cukinia

Polewa:
50 g białej czekolady
opcjonalnie biała czekolada w proszku (taka do picia) do zagęszczenia
mleko sojowe lub kremówka (ilości nie podaję - ma wyjść dość gęste - ja użyłam mleka sojowego i wyszło rzadsze, ale jak wystygło, stężało)


Piekarnik nagrzewamy do 180℃. Blachę, którą kolwiek wybierzemy, smarujemy masłem i, jeśli chcemy, wysypujemy mąką lub bułką tartą albo wykładamy papierem do pieczenia.

Cukinię ścieramy na tarce o grubych oczkach. Ja jej nie obierałam - fajnie wyglądają w cieście takie ciemnozielone kawałeczki. Zasypujemy odrobiną soli i odstawiamy na bok.

W międzyczasie mieszamy mąki z orzechami, żurawiną, białą czekoladą, cynamonem, proszkiem i sodą.

Z cukinii wylewamy sok, który puściła (jeśli puściła - moja nie). Mieszamy z masłem, miodem i mlekiem. Mieszamy. Łączymy z suchymi składnikami. Mieszamy wszystko (łyżką wystarczy!). Przekładamy/przelewamy do formy.

Pieczemy ok. 45 min. Jeśli cukinia była bardziej "mokra" albo używacie keksówki i ciasto jest wyższe, czas pieczenia może się wydłużyć do godziny. Trzeba sprawdzać patyczkiem. Ma być suchy :)


Smacznego!


*Użyłam karobu zamiast kakao, ale możecie użyć kakao naturalnego. Karob lepiej sprawdzi się u alergików.

niedziela, 5 sierpnia 2012

Letnie smaki - jogurt grecki z musem morelowym i borówkami amerykańskimi

Deser jest tak prosty, że w zasadzie nie wymaga specjalnego komentarza. Oczywiście - każdy mógł to wymyślić, ale może nie każdy by to zrobił, a więc wszystkim szukającym prostej inspiracji wychodzę naprzeciw :)

W przepisie pojawia się mus morelowy. To ten mus :)



Jogurt grecki z musem morelowym i borówkami amerykańskimi

3 czubate łyżki jogurtu greckiego
5 łyżek musu morelowego
duża garść borówek amerykańskich

Jogurt mieszamy z musem aż nam się zrobią piękne esy-floresy. Posypujemy borówkami. Wcinamy :)

Doskonałe, lekkie śniadanie!

Smacznego!

czwartek, 2 sierpnia 2012

Ciasto z jeżynami, jabłkiem i kruszonką

Nie jest to najlepsze ciasto, jakie w życiu jadłam, ale trzeba przyznać, że jest... niezłe :)
Wilgotne, ale nie ciężkie, bardzo piernikowe (jak dla mnie). Jedyną rzeczą, która mi przeszkadzała są pestki jeżynowe, ale tego chyba nie da się uniknąć. Myślałam, że to wina tego, że jeżyny nie były wystarczająco dojrzałe, ale... one były dojrzałe. Nawet bardzo, więc to raczej nie ten aspekt.

Przepis znalazłam na Moich Wypiekach. Troszeńkę zmodyfikowałam. I tak czy inaczej - polecam.




Ciasto z jeżynami, jabłkiem i kruszonką

250 g mąki kukurydzianej
3/4 łyżeczki sody oczyszczonej
1 i 3/4 łyżeczki proszku do pieczenia
30 g cukru muscovado (ja dałam ciemny)
100 g brązowego cukru (demerara)
175 g masła 
1/2 łyżeczki cynamonu
2 łyżki brązowego cukru (demerara)
1 małe jabłko (umyte, ale nieobrane, starte na tarce o grubych oczkach)
2 duże jajka kurze lub 10 przepiórczych (roztrzepane)
skórka starta z 1 cytryny
225 g jeżyn

Piekarnika nagrzać do 180℃.
Keksówkę 21 x 10,5 cm posmarować masłem i (opcjonalnie) wysypać bułką tartą albo mąką kukurydzianą.

Mąkę wymieszać z proszkiem i sodą. Dodać masło, muscvado i demerarę. Rozetrzeć palcami, jak na kruszonkę. Odłożyć 5 łyżek tej mieszanki kruszonkowej i dodać do nich cynamon i 2 łyżki demerary.

Starte jabłko wymieszać z rozbełtanymi jajkami i startą skórką cytrynową. Dodać do mąki z masłem i cukrem. Wymieszać. Ciasto będzie bardzo gęste. Do tego bardzo delikatnie wmieszać jeżyny. Chodzi o to, żeby zachować całe owoce, więc trzeba mieszać naprawdę ostrożnie.

Ciasto przekładamy do foremki. Wyrównujemy i pieczemy 1 h 20 min. Wiem, długo, ale naprawdę inaczej się nie dopiecze. Po 50 min przykrywamy wierzch folią aluminiową, bo się szybko spieka. Po upływie 1 h 20 min sprawdzamy patyczkiem, czy suche. 

Według mnie najlepsze jest 2 czy nawet 3 dnia.


Smacznego!


sobota, 28 lipca 2012

Kruche ciasto z morelami i płatkami migdałów

Tydzień w pośpiechu, ale z miłymi zdarzeniami, np. z wizytą siostry mojej kochanej, która przywiozła mi kilka litrowych (!) słoików musu morelowego mojej mamy - najcudowniejszego na świecie! - i całkiem pokaźną porcję surowych moreli.
Dzisiejsze ciasto powstało w pewnym sensie w podziękowaniu za smakowitą przesyłkę.

Jest to wersja kruchego ciasta ze śliwkami i orzechami - tyle, że tym razem na morelowo-migdałowo.

Proporcje podam raz jeszcze, uwzględniając modyfikacje :)





Kruche ciasto z morelami i płatkami migdałów



Ciasto:
200 g mąki ryżowej
150 g mąki kukurydzianej*
aromat migdałowy - ile uznacie za stosowne (jeśli ktoś nie lubi - można pominąć)
1 łyżeczka proszku do pieczenia (z lekką górką)
190 g zimnego masła
1/3 szklanki brązowego cukru
1 duże żółtko lub 5 jajek przepiórczych (ja dałam całe, bo oddzielanie białka od żółtka w przypadku przepiórczego jajka jest dość...uciążliwe)
1 1/2 łyżki kwaśnej śmietany 18%

Morele:
1/2 kg moreli (dojrzałych)
5 łyżek płatków migdałów (można też dać posiekane całe migdały uprażone na suchej patelni - będą chrupać)
5 łyżek cukru pudru 


Forma do tarty lub tortownica o średnicy 25 cm.


Mąki mieszamy z proszkiem do pieczenia i cukrem. Wysypujemy na blat lub stolnicę. Dodajemy pokrojone w kosteczkę zimne masło. W środku robimy zagłębienie, do którego wbijamy jajka/żółtko i wlewamy aromat + śmietanę. Dużym nożem siekamy wszystko, żeby masło się rozdrobniło, a śmietana, aromat i jajka wstępnie połączyły z całością. Następnie szybko zagniatamy gładkie ciasto. Formujemy z niego kulę, zawijamy w folię aluminiową lub spożywczą i wkładamy do lodówki na min. godzinę. Można też włożyć do zamrażarki - będzie szybciej. Jeśli obawiacie się, że późniejsze wałkowanie ciasta Wam nie wyjdzie (bo rzeczywiście - czasem bywa to frustrujące), możecie od razu wykleić nim formę (2/3 ciasta, 1/3 będzie potrzebna na wierzch) i już w niej schładzać ciasto. Też się uda :)

W międzyczasie przygotowujemy morele. Myjemy je, suszymy, przekrawamy na połówki, wywalamy pestki. Zasypujemy cukrem i płatkami migdałów. Mieszamy delikatnie. Odstawiamy.

Piekarnik nagrzewamy do 180℃.

Po schłodzeniu, 2/3 ciasta rozwałkowujemy pomiędzy dwoma arkuszami papieru do pieczenia i przenosimy na blachę. Jeśli skorzystaliśmy z opcji łatwiejszej, czyli chłodziliśmy ciasto już w formie, wyciągamy ją tylko z lodówki/zamrażarki.
Na ciasto wykładamy morele (rozcięciem do góry!) z migdałami i cukrem i ścieramy na tarce o dużych oczkach pozostałą 1/3 ciasta - wyjdzie coś na kształt kruszonki ;)

Pieczemy ok. 45 min. Wyznacznikiem gotowości jest zrumieniony wierzch.


Smacznego!!



*oczywiście obie mąki można zastąpić 350 g krupczatki

sobota, 21 lipca 2012

Kruche ciasto ze śliwkami i orzechami

Przepyszna alternatywa dla drożdżówki ze śliwkami! W związku z tym, że z bezglutenowych mąk bardzo trudno jest zrobić ciasto drożdżowe (chyba, że z koncentratu, ale mnie ono nie smakuje), a miałam okrutną wręcz ochotę na śliwki, postanowiłam poszukać czegoś wykonalnego. Długo nie musiałam szukać - znalezione kruche uznałam za wystarczająco smaczną opcję :) I nie pomyliłam się! Ciasto jest lekkie, półkruche, wilgotne od śliwek i odrobinę orzechowe. Myślę, że zasmakuje wszystkim wielbicielom śliwek (a może nawet kogoś do nich przekona? :) ). Polecam!





Kruche ciasto ze śliwkami i orzechami


Ciasto:
200 g mąki ryżowej
150 g mąki kukurydzianej*
1 łyżeczka cynamonu (z lekką górką)
1 łyżeczka proszku do pieczenia (również z lekką górką)
190 g zimnego masła
1/3 szklanki brązowego cukru
1 duże żółtko lub 5 jajek przepiórczych (ja dałam całe, bo oddzielanie białka od żółtka w przypadku przepiórczego jajka jest dość...uciążliwe)
1 1/2 łyżki kwaśnej śmietany 18%

Śliwki:
1/2 kg śliwek (dojrzałych, ale jeszcze cały czas jędrnych)
5 łyżek mielonych orzechów włoskich lub migdałów (ja zrobiłam z włoskimi - zmieliłam pół porcji, a pół drobno posiekałam, ale jednak tak, żeby zostały chrupiące kawałeczki)
5 łyżek cukru pudru (jak lubicie bardzo słodkie słodycze, dajcie 6 łyżek, bo ciasto jest mało słodkie)


Cukier puder do posypania
Forma do tarty lub tortownica o średnicy 25 cm.


Mąki mieszamy z cynamonem, proszkiem do pieczenia i cukrem. Wysypujemy na blat lub stolnicę. Dodajemy pokrojone w kosteczkę zimne masło. W środku robimy zagłębienie, do którego wbijamy jajka/żółtko i śmietanę. Dużym nożem siekamy wszystko, żeby masło się rozdrobniło, a śmietana i jajka wstępnie połączyły z całością. Następnie szybko zagniatamy gładkie ciasto. Formujemy z niego kulę, zawijamy w folię aluminiową lub spożywczą i wkładamy do lodówki na min. godzinę. Można też włożyć do zamrażarki - będzie szybciej. Jeśli obawiacie się, że późniejsze wałkowanie ciasta Wam nie wyjdzie (bo rzeczywiście - czasem bywa to frustrujące), możecie od razu wykleić nim formę (2/3 ciasta, 1/3 będzie potrzebna na wierzch) i już w niej schładzać ciasto. Też się uda :)

W międzyczasie przygotowujemy śliwki. Myjemy je, suszymy, przekrawamy na połówki, wywalamy pestki. Śliwki zasypujemy cukrem i mielonymi orzechami/migdałami. Naprawdę polecam zmielenie tylko połowy orzechów (w przypadku włoskich), a drugie pół - po prostu posiekać. Mieszamy. Odstawiamy.

Piekarnik nagrzewamy do 180℃.

Po schłodzeniu, 2/3 ciasta rozwałkowujemy pomiędzy dwoma arkuszami papieru do pieczenia i przenosimy na blachę. Jeśli skorzystaliśmy z opcji łatwiejszej, czyli chłodziliśmy ciasto już w formie, wyciągamy ją tylko z lodówki/zamrażarki.
Na ciasto wykładamy śliwki (rozcięciem do góry!) i ścieramy na tarce o dużych oczkach pozostałą 1/3 ciasta - wyjdzie coś na kształt kruszonki ;)

Pieczemy ok. 45 min. Wyznacznikiem gotowości jest zrumieniony wierzch.
Jak całkiem wystygnie - posypujemy cukrem pudrem.


Trochę jest z tym roboty (choć nie jest ona trudna, ale długo trwa), niemniej jednak - warto :)


Smacznego!!



*oczywiście obie mąki można zastąpić 350 g krupczatki

środa, 18 lipca 2012

Ciasto ucierane z malinami i kruszonką

Mam tak, że jak napadnie mnie ochota na coś pysznego, nie liczy się ani godzina, ani zmęczenie, ani.. no nic się nie liczy - tylko chęć :) I wczoraj tak właśnie było. O 23:30 zdarzyło się TO - napaść! I cóż mogłam zrobić?
...włączyłam piekarnik.

Przepis jest przeróbką (ale niewielką) ciasta znalezionego na Moich Wypiekach. Jednak ze względu na to, że Dorota przenosi bloga na stronę, nie pokazują się adresy do poszczególnych przepisów i nie jestem wstanie wstawić tu źródła. Powiem Wam jednak, jak znaleźć oryginał - po prostu na stronie Moich Wypieków lub w wyszukiwarce trzeba wpisać "ciasto ucierane z owocami i kruszonką, najlepsze" i się pojawi. No, to mam czyste sumienie :)

A teraz do rzeczy - ciasto jest proste, choć średnio szybkie, ale można je wstawić do piekarnika i pójść się kąpać (jeśli robi się je tak późno)/pracować/czytać czy nawet kosić trawnik ;) i upiec tzw. dwie pieczenie na jednym ogniu. Jest delikatne, trochę wręcz sypkie, lekkie, letnie takie. Pychotka!
(nawet mój młodszy kot chciał spróbować;) )

Spróbujcie i Wy - nie pożałujecie!




Ciasto ucierane z malinami i kruszonką
(na niewielką foremkę o średnicy 18,5-19 cm)


Ciasto:
100 g miękkiego masła
100 g mąki kukurydzianej
20 g mąki ziemniaczanej
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
80 g brązowego cukru
2 jaja kurze lub 8 przepiórczych
mała szczypta soli
aromat rumowy/arakowy (opcjonalnie, kilka kropli)
300 g malin (może być z małym dodatkiem porzeczek czerwonych, ale z innymi owocami NA PEWNO też wyjdzie :) )

Kruszonka:
75 g mąki kukurydzianej
50 g masła
25 g cukru pudru


Piekarnik nagrzewamy do 180℃. Foremkę - o ile nie mamy silikonowej - smarujemy masłem.

Masło ubijamy na jasną, puszystą masę. Następnie dodajemy cukier ze szczyptą soli. Miksujemy. Dodajemy po jednym jajku. Ubijamy po każdym. Dodajemy aromat (jeśli go używamy). Następnie - mąki i proszek do pieczenia. Mieszamy na wolnych obrotach lub łyżką.

Kruszonka: masło kroimy na kawałeczki, dodajemy mąkę i cukier i zagniatamy. Kiedy uzyskamy konsystencję granulek - kruszonka jest gotowa (raczej osiąga się ten stan szybko:) ).

Ciasto przekładamy do foremki. Wyrównujemy (tak troszkę). Wysypujemy maliny/owoce. osypujemy kruszonką.

Pieczemy 45 min.

Smacznego!


niedziela, 15 lipca 2012

Muffiny bananowe z białą czekoladą i owocami

Taki błyskawiczny wypiek w sam raz z okazji sobotnich gości albo... niedzielnego śniadania :) Nie bardzo słodkie, przedobre z czarną kawą. Podaję dwie wersje, choć dla tej drugiej nie mam zdjęć, bo nie zdążyłam zrobić przed spałaszowaniem :) Obie są bezglutenowe, choć z różnym zestawem mąk - myślę, że spokojnie możecie pokusić się o eksperyment i pomieszać jeszcze inne mąki :) (np. z guinoa czy ryżową. Nawet migdałowa by się tu sprawdziła, jak przypuszczam.).

Wersja 1: zakłada użycie mieszanki mąk (proporcje poniżej): kukurydzianej, sojowej i z amarantusa oraz jeżyn i malin.
(zdjęcia obrazują tę wersję)

Wersja 2: tylko na mące kukurydzianej z jagodami (tutaj w Małopolsce używa się określenia "borówki" - generalnie chodzi o te małe, czarne, leśne kuleczki :) ).




Muffiny bananowe z białą czekoladą i owocami 
(na 12 muffinów)


125 g masła
120 g cukru pudru (jeśli wolicie trochę słodsze - dajcie 130 g)
150 g mąki kukurydzianej*
100 g mąki sojowej
50 g mąki z amarantusa
2 jaja kurze lub 7-8 przepiórczych
1 łyżeczka sody
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
3 dojrzałe banany
50 g białej czekolady
60 g jeżyn + 20 g malin (albo w innej proporcji - 80 g w sumie)**
4 łyżki kwaśnej śmietany 18%

Piekarnik nagrzewamy do 180℃. Formę muffinową, 12-dołkową wykładamy papilotkami.

W garnuszku roztapiamy masło. Do roztopionego wsypujemy cukier, mieszamy. Dodajemy rozgniecione banany, kwaśną śmietanę i rozbełtane jajka. Mieszamy na gładką masę.

Mąki mieszamy w misce razem z sodą i proszkiem. Dodajemy do masy maślano-jajeczno-bananowej. Mieszamy (łyżką wystarczy). Na koniec dorzucamy czekoladę (pokrojoną w drobne kawałeczki) i jeżyny/maliny/jagody (w zależności od wybranej wersji). Ostrożnie mieszamy.

Ciastem wypełniamy papilotki i wstawiamy do piekarnika na 20-25 min. Sprawdzamy patyczkiem, czy suche. Jeśli tak - wyciągamy. Studzimy na kratce (jeśli zdążymy:) ).


Smacznego!

*w wersji nr 2: 300 g mąki kukurydzianej
**w wesji nr 2: 80 g jagód